W przypadku tego tytułu rygor sanitarny musi być szczególny. „Korsarz" – trzyaktowy balet klasyczny z kilkudziesięcioosobową obsadą – w XIX wieku cieszył się ogromną popularnością, dziś próbują się z nim zmierzyć jedynie duże zespoły. I nawet jeśli francuski choreograf Manuel Legris, dyrektor Wiener Staatsballett, który z Polskim Baletem Narodowym przygotowuje czwartkową premierę, dokonał pewnego uproszczenia wątków, to „Korsarz" nadal pozostaje zaprzeczeniem spektaklu kameralnego, po jakie dziś sięgają teatry.
Opera Narodowa jako pierwsza ogłosiła – jeszcze przed wakacjami – swoje plany na cały sezon, przygotowane z rozmachem, jakby nie było pandemii. Już w początkach października ma się odbyć kolejna duża premiera – „Werther" Julesa Masseneta.
– Jesteśmy odważni, ale chciałbym, żeby nasza odwaga stała się zaraźliwa. Odrabiamy to, co zabrał czas pandemii. Premiera baletu „Korsarz" była szykowana na marzec, „Werthera" na maj – powiedział „Rzeczpospolitej" dyrektor Waldemar Dąbrowski. – Myślimy pozytywnie, choć życie może wszystko skorygować. Pandemia powywracała przecież kalendarze wielu instytucji i artystów, ale w tym drugim przypadku dała nam szansę. Dlatego w tym sezonie wystąpi u nas dwukrotnie Piotr Beczała, także jako Werther, Aleksandra Kurzak zaśpiewa w „Madame Butterfly", w trzech różnych rolach będziemy oglądać Tomasza Koniecznego.
Małe spektakle
Do czerwca 2021 roku w Operze Narodowej mają się odbyć jeszcze cztery premiery. Inne teatry operowe postępują zdecydowanie ostrożniej, ujawniając plany co najwyżej na najbliższe trzy miesiące. Jako pierwsza wystartowała jeszcze w sierpniu Opera Bałtycka w Gdańsku z przełożoną z maja premierą „Wehikułu czasu" Francesca Botigliera. Jest to jednak spektakl adresowany do młodych widzów i jedynie z czwórką wykonawców na scenie.
Teatry szukają rzeczy kameralnych, mających luźny związek z operą. Opera Śląska w Bytomiu rozpoczęła niedawno działalność premierą sztuki, a właściwie monodramu „Callas. Master Classes". Punktem wyjścia są tu kursy mistrzowskie, jakie ta wielka gwiazda operowa prowadziła w Nowym Jorku, gdy sama już nie występowała. Ze zgrabnego tekstu Terrence'a McNally'ego wielki przebój teatralny uczyniła u nas Krystyna Janda. W Bytomiu w Marię Callas wcielają się śpiewaczki Opery Śląskiej, jej uczniami są inni soliści tego teatru. Warszawska Opera Kameralna zapowiada z kolei premierę popularnego „Kwartetu" niedawno zmarłego brytyjskiego dramaturga i scenarzysty Ronalda Harwooda. Jego sztukę z życia emerytowanych śpiewaków operowych zekranizował kilka lat temu Dustin Hoffman.