– Może brakuje mi wyobraźni, ale swoje historie czerpię z prawdziwego życia – mówi Mikhael Hers, autor „Na zawsze razem”. Bohaterka jego filmu – Amanda – ma siedem lat. Mieszka z matką, nigdy nie znała ojca. Czasem odbiera ją ze szkoły wujek, sympatyczny, dwudziestokilkuletni chłopak.
Jeden dzień zmienia jednak w jej życiu wszystko. Matka Amandy ginie w ataku terrorystycznym w Paryżu. „Może pan zostać prawnym opiekunem siostrzenicy” – mówi do Davida sędzina. Ale David nie jest pewien, czy potrafi podołać takiemu obowiązkowi.
Hers opowiada o relacji młodego mężczyzny i dziecka. O dorastaniu do odpowiedzialności za drugą osobę. Ale i o tym, jak mały człowiek radzi sobie z poczuciem straty. W dniu śmierci matki świat Amandy wali się w gruzy. Siedmiolatka nagle traci jedyną osobę, która dawała jej wielką miłość i poczucie bezpieczeństwa.
Było wiele filmów na podobne tematy, na czele ze słynną, oscarową „Sprawą Kramerów”, gdzie ojciec musiał zająć się małym synem, gdy żona postanowiła zacząć kompletnie nowe życie.
– Historia kina to kilka czy kilkanaście historii opowiadanych w różnych sposób, w różnych czasach, przez różnych reżyserów – mówi Mikhael Hers. – Jednym z powtarzających się tematów jest z pewnością śmierć najbliższej osoby. Jak z tą stratą radzą sobie najbliżsi? Chciałem pokazać zwyczajne sytuacje, przypomnieć o bólu, buncie, ale również pokazać to z liryzmem i humorem.