Piękny, słoneczny Neapol. I niezwykłej urody dziewczyna. Taka, za którą musi obejrzeć się każdy. Niemal nierealna. Piękne oczy, onieśmielający uśmiech Mony Lisy, długie włosy, nienaganna figura. I jakaś tajemnica, która się wokół niej unosi.
Partenope to w greckiej mitologii imię syreny, która wyłoniła się z morza i swoim uwodzicielskim śpiewem zwabiła marynarzy na śmierć. To również dawna nazwa Neapolu. W nowym filmie Paola Sorrentino to imię dziewczyny. Partenope (zjawiskowa debiutantka Celeste Dalla Porta) zawsze była piękna. Od dziecka. Onieśmielała, pociągała. Życie dało jej wiele. Nie tylko urodę, także bardzo zamożny dom, dzięki któremu nigdy nie musiała zmagać się z losem. Choć przecież gdzieś po drodze przydarza się jej coś, co na długo zostawi ślad w jej psychice: obsesję na jej punkcie mieli jej dwaj starsi bracia. Czy z jednym z nich weszła w kazirodczy związek?
O czym opowiada nowy film Paolo Sorrentino?
Partenope odurza swoim pięknem. Na jej widok mężczyźni szaleją. Jedyną osobą, która nie ulega aurze, jaką Partenope wokół siebie rozsiewa, jest pisarz John Cheever, intrygująco zagrany przez Gary’ego Oldmana. „Nie chcę kraść ani minuty twojego piękna” – mówi. Może kryje się za tym alkohol, może głęboko skrywany homoseksualizm? A może przekonanie, że wielkiego piękna nie wolno splamić i zbanalizować?
Dziewczyna szuka swojego miejsca w życiu. Myśli o aktorstwie, ale skutecznie zniechęcają ją do tego zawodu dwie stare divy. Próbując odnaleźć własną wartość, ucieka w naukę – pisze pracę na temat kulturowych granic cudu, a jej profesor, antropolog, który mieszka ze swoim chorym synem, jest zachwycony jej przenikliwością i inteligencją.