Spór wokół nadzwyczajnego posiedzenia Sejmu, zmian regulaminu i trybu pracy nad tarczą antykryzysową, podobnie jak większość dyskusji z ostatnich dni, ujawniły jeden z największych problemów naszej polityki – dramatyczny deficyt wzajemnego zaufania. Jest on konsekwencją trwającego już kilkanaście lat wyniszczającego sporu ideologicznego.
Spory są solą demokracji i fundamentem polityki. Ale mają sens jedynie wówczas, gdy prowadzą do realizacji dobra wspólnego. Gdy konflikt staje się zbyt głęboki, gdy dzieli nie tylko polityków, ale też społeczeństwo, znajomych, a nawet rodziny, wtedy znika zaufanie – wzajemne, ale i do państwa, instytucji, mediów. Deficyt zaufania rozbija polityczną wspólnotę. Zaufanie jest również fundamentem demokracji. Nie tylko procedury, ale właśnie wiara w to, że wszyscy będą w równym stopniu przestrzegać reguł gry. Że jeśli jakaś siła przegrywa wybory, to oddaje władzę. A jeśli je wygrywa, to wszyscy pozostali uznają jej mandat.
Walka z koronawirusem stawia przed polskimi elitami politycznymi wyjątkowe wyzwanie. Trudno szukać analogii historycznych, ale bez wątpienia znajdujemy się w sytuacji, która wymagać będzie wielkiego społecznego i gospodarczego wysiłku, porównywalnego do transformacji z 1989 r. czy nawet do odbudowy kraju po 1945 r. Dramatyczny deficyt zaufania może ten wspólny wysiłek znacznie utrudnić, a nawet go zniweczyć.
Dzisiejszy konflikt polityczny dodatkowo zaostrza trwająca właśnie kampania wyborcza. Kampania, która jeszcze bardziej pogłębia podziały i obniża zaufanie, ponieważ strony konfliktu podejrzewają się wzajemnie o to, że wszystkie podejmowane działania mają na celu jedynie wpłynięcie na wynik wyborów. I to chyba jeden z najistotniejszych powodów, dla których należy przełożyć planowane na maj wybory prezydenckie.