Michał Szułdrzyński: Bez zaufania nie pokonamy kryzysu

W czasie kampanii strony podejrzewają się o to, że wszystkie podejmowane działania mają wpłynąć na wynik wyborów. To jeden z istotniejszych powodów, dla których wybory należy przełożyć.

Aktualizacja: 26.03.2020 21:46 Publikacja: 26.03.2020 18:42

Michał Szułdrzyński: Bez zaufania nie pokonamy kryzysu

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Spór wokół nadzwyczajnego posiedzenia Sejmu, zmian regulaminu i trybu pracy nad tarczą antykryzysową, podobnie jak większość dyskusji z ostatnich dni, ujawniły jeden z największych problemów naszej polityki – dramatyczny deficyt wzajemnego zaufania. Jest on konsekwencją trwającego już kilkanaście lat wyniszczającego sporu ideologicznego.

Spory są solą demokracji i fundamentem polityki. Ale mają sens jedynie wówczas, gdy prowadzą do realizacji dobra wspólnego. Gdy konflikt staje się zbyt głęboki, gdy dzieli nie tylko polityków, ale też społeczeństwo, znajomych, a nawet rodziny, wtedy znika zaufanie – wzajemne, ale i do państwa, instytucji, mediów. Deficyt zaufania rozbija polityczną wspólnotę. Zaufanie jest również fundamentem demokracji. Nie tylko procedury, ale właśnie wiara w to, że wszyscy będą w równym stopniu przestrzegać reguł gry. Że jeśli jakaś siła przegrywa wybory, to oddaje władzę. A jeśli je wygrywa, to wszyscy pozostali uznają jej mandat.

Walka z koronawirusem stawia przed polskimi elitami politycznymi wyjątkowe wyzwanie. Trudno szukać analogii historycznych, ale bez wątpienia znajdujemy się w sytuacji, która wymagać będzie wielkiego społecznego i gospodarczego wysiłku, porównywalnego do transformacji z 1989 r. czy nawet do odbudowy kraju po 1945 r. Dramatyczny deficyt zaufania może ten wspólny wysiłek znacznie utrudnić, a nawet go zniweczyć.

Dzisiejszy konflikt polityczny dodatkowo zaostrza trwająca właśnie kampania wyborcza. Kampania, która jeszcze bardziej pogłębia podziały i obniża zaufanie, ponieważ strony konfliktu podejrzewają się wzajemnie o to, że wszystkie podejmowane działania mają na celu jedynie wpłynięcie na wynik wyborów. I to chyba jeden z najistotniejszych powodów, dla których należy przełożyć planowane na maj wybory prezydenckie.

Nie chodzi o narodowe pojednanie, o żadne rzucanie się sobie w ramiona. To ostatnie jest zresztą w tym trudnym czasie odradzane przez epidemiologów. Chodzi jedynie o to, aby spróbować odbudować wspólnotę polityczną i wzajemne zaufanie. daję sobie sprawę, że będzie to trudne. Prawo i Sprawiedliwość przez ostatnie pięć lat wielokrotnie dowodziło, że potrafi faulować, jechać po bandzie, łamać zasady i ustalenia. Pokazywało całą swą brutalność i bezwzględność wobec opozycji. Codzienna porcja szczucia w programach informacyjnych TVP jeszcze bardziej tę nieufność wzmaga. Ale mimo to rząd i instytucje potrzebują minimum zaufania. Gdy istnieje podejrzenie, że partia rządząca będzie wykorzystywać kryzys w celach wyborczych, nie będzie to możliwe. Dlatego wybory należy przesunąć. Opozycja też ma swoje za uszami. Sformułowana parę lat temu koncepcja opozycyjności totalnej politycznie była umiarkowanie prospołeczna. Ale – co gorsza – również przez próbę moralnej delegitymizacji władzy (która – powtórzmy – często łamała wszelkie reguły) rugowała z naszego życia publicznego resztki zaufania. Wyjście z logiki kampanii jest koniecznym warunkiem rozpoczęcia tej odbudowy.

Spór wokół nadzwyczajnego posiedzenia Sejmu, zmian regulaminu i trybu pracy nad tarczą antykryzysową, podobnie jak większość dyskusji z ostatnich dni, ujawniły jeden z największych problemów naszej polityki – dramatyczny deficyt wzajemnego zaufania. Jest on konsekwencją trwającego już kilkanaście lat wyniszczającego sporu ideologicznego.

Spory są solą demokracji i fundamentem polityki. Ale mają sens jedynie wówczas, gdy prowadzą do realizacji dobra wspólnego. Gdy konflikt staje się zbyt głęboki, gdy dzieli nie tylko polityków, ale też społeczeństwo, znajomych, a nawet rodziny, wtedy znika zaufanie – wzajemne, ale i do państwa, instytucji, mediów. Deficyt zaufania rozbija polityczną wspólnotę. Zaufanie jest również fundamentem demokracji. Nie tylko procedury, ale właśnie wiara w to, że wszyscy będą w równym stopniu przestrzegać reguł gry. Że jeśli jakaś siła przegrywa wybory, to oddaje władzę. A jeśli je wygrywa, to wszyscy pozostali uznają jej mandat.

Komentarze
Tomasz Krzyżak: Dlaczego Piotr Zgorzelski bez żenady nazywa migrantów bydłem?
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Gabinet cieni PiS w Budapeszcie? To byłby dopiero początek
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Nieoczekiwana zmiana miejsc w polskiej polityce. PiS w butach KO, KO w roli PiS
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Marcin Romanowski problemem dla Karola „nie uważam nic” Nawrockiego
Materiał Promocyjny
W domu i poza domem szybki internet i telewizja z Play
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego „nie uważam nic” Karola Nawrockiego nie jest błędem
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku