Po wielu miesiącach miesiącach spekulacji labourzyści oficjalnie zadeklarowali poparcie dla kolejnego głosowania w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. - Zostaliśmy do tego zmuszeni przez spóźnianie się Theresy May w sprawie wypracowania kompromisu, który moglibyśmy wesprzeć - argumentował John McDonnell, kanclerz skarbu w gabinecie cieni.
Czytaj także: Szymański: Twardy brexit prawdopodobny jak nigdy dotąd
Deklaracja ta jednak wywołała niepokój wśród niektórych posłów Partii Pracy - szczególnie tych, którzy reprezentują okręgi wyborcze głosujące w 2016 roku za brexitem.
Jedna z nich, Caroline Flint, powiedziała Sky News, że nawet 70 posłów partii jest przeciwnych przeprowadzeniu kolejnego referendum. - Myślę, że jest ich 60 lub 70 posłów, którzy tak samo mocno jak ja są przeciwni drugiemu referendum - stwierdziła. W związku z tym w brytyjskiej prasie pojawiły się analizy dotyczące tego, czy politycy mogą mieć narzuconą dyscyplinę partyjną w tej sprawie.
- Normalnie będziemy wprowadzać dyscyplinę, a zostanie to ustalone w zwykły sposób przez szefa dyscypliny, gabinet partii i całą partię - mówił McDonnell. Dodał, że kwestia dyscypliny będzie "ustalona w dyskusji w odpowiednim czasie". - Chcę po prostu powiedzieć - myślę że dotyczy to wszystkich parlamentarzystów, ze wszystkich partii - że muszą oni patrzeć na długoterminowe interesy kraju, muszą chronić miejsca pracy, muszą chronić gospodarkę. W przeciwnym razie nigdy nie zostanie to im w przyszłości wybaczone - zauważył.