Prezentując najważniejsze wyzwania polskiego przewodnictwa we Wspólnocie Donald Tusk na pierwszym miejscu wymienił bezpieczeństwo, ale zaraz potem konkurencyjność i zapewnienie przystępnych źródeł energii. To jest nierozerwalnie powiązana trójca. Nie da się osiągnąć pierwszego bez postępu w drugim i trzecim.
Problem nie jest nowy, ale w ostatnim czasie bardzo się zaostrzył. W 2019 roku amerykańscy przedsiębiorcy już płacili o 55 procent niższe rachunki za energię niż ich europejscy konkurenci. To był przede wszystkim wynik rewolucji łupkowej: zabójczej dla środowiska technologii szczelinowania hydraulicznego, która jednak przekształciła Stany Zjednoczona z czołowego importera gazu i ropy w największego eksportera tych surowców i pozwoliła radykalnie obniżyć koszty amerykańskiego biznesu. W Europie co prawda wykryto pokłady gazu i ropy, które można by eksploatować w podobny sposób, jednak Bruksela nie zdecydowała się na ich wykorzystanie w trosce o środowisko.
Nadzieja w odnawialnych źródłach
Różnica w cenach energii z Chinami (12,5 proc.) była zresztą w tamtym czasie stosunkowo niewielka. Ale to już przeszłość. Rosyjski napad na Ukrainę w lutym 2022 roku wywrócił i ten aspekt europejskiego życia. Z dnia na dzień Niemcy, największa gospodarka Unii, została odcięta od dostaw taniego gazu ze wschodu. Mocno odczuły to także inne kraje, np. Włochy. Co prawda udało się nadzwyczaj szybko znaleźć na to rozwiązanie, przede wszystkim zwiększając import gazu z Afryki Północnej oraz gazu skroplonego z USA czy Kataru, był to jednak surowiec o wiele droższy. Do dziś Republika Federalna się z tego do końca nie podniosła: to jeden z powodów, dla którego wciąż pozostaje w recesji.
Czy Polska jest na tyle wiarygodna, aby w trakcie swojego przewodnictwa w Unii znaleźć tu rozwiązanie dla całej zjednoczonej Europy? Na pierwszy rzut oka nie bardzo. Nie ma we Wspólnocie kraju, który wytwarzając energię, proporcjonalnie do efektów bardziej zatruwałby środowisko. A na całym świecie można znaleźć tylko dwa takie państwa. Powodem jest oczywiście dziedzictwo węgla, z którego jeszcze niedawno wytwarzano 90 proc. elektryczności nad Wisłą.
Jednak to się bardzo szybko zmienia. W minionym roku wspomniany wskaźnik spadł do 60 proc., aż o 10 punktów procentowych. Jednocześnie udział odnawialnych źródeł energii wzrósł do 27 procent. To jest właśnie jedna z nadziei na lepsze jutro, którą chce zarazić Polska resztę Unii. Perspektywy nad Wisłą są w każdym razie obiecujące. Rządowe plany zakładają, że w 2030 roku udział odnawialnych źródeł energii w produkcji prądu elektrycznego skoczy do 56 proc., a w 2040 roku – do 63 proc. W tym samym czasie udział węgla miałby spaść odpowiednio do 22 i 1 proc.