Prezydencja w UE: Polska ma pomysł na energię

Biznes płaci w zjednoczonej Europie o 80 proc. większe rachunki za energię niż w Ameryce i o 55 proc. większe niż w Chinach. Polska chce w pierwszym półroczu 2025 roku zacząć to zmieniać.

Publikacja: 10.12.2024 00:01

Sfinansowanie transformacji energetycznej jest celem wspólnego funduszu UE. Polska podczas prezydenc

Sfinansowanie transformacji energetycznej jest celem wspólnego funduszu UE. Polska podczas prezydencji ma działać na rzecz jego rozwinięcia

Foto: shutterstock

Prezentując najważniejsze wyzwania polskiego przewodnictwa we Wspólnocie Donald Tusk na pierwszym miejscu wymienił bezpieczeństwo, ale zaraz potem konkurencyjność i zapewnienie przystępnych źródeł energii. To jest nierozerwalnie powiązana trójca. Nie da się osiągnąć pierwszego bez postępu w drugim i trzecim. 

Problem nie jest nowy, ale w ostatnim czasie bardzo się zaostrzył. W 2019 roku amerykańscy przedsiębiorcy już płacili o 55 procent niższe rachunki za energię niż ich europejscy konkurenci. To był przede wszystkim wynik rewolucji łupkowej: zabójczej dla środowiska technologii szczelinowania hydraulicznego, która jednak przekształciła Stany Zjednoczona z czołowego importera gazu i ropy w największego eksportera tych surowców i pozwoliła radykalnie obniżyć koszty amerykańskiego biznesu. W Europie co prawda wykryto pokłady gazu i ropy, które można by eksploatować w podobny sposób, jednak Bruksela nie zdecydowała się na ich wykorzystanie w trosce o środowisko.

Nadzieja w odnawialnych źródłach

Różnica w cenach energii z Chinami (12,5 proc.) była zresztą w tamtym czasie stosunkowo niewielka. Ale to już przeszłość. Rosyjski napad na Ukrainę w lutym 2022 roku wywrócił i ten aspekt europejskiego życia. Z dnia na dzień Niemcy, największa gospodarka Unii, została odcięta od dostaw taniego gazu ze wschodu. Mocno odczuły to także inne kraje, np. Włochy. Co prawda udało się nadzwyczaj szybko znaleźć na to rozwiązanie, przede wszystkim zwiększając import gazu z Afryki Północnej oraz gazu skroplonego z USA czy Kataru, był to jednak surowiec o wiele droższy. Do dziś Republika Federalna się z tego do końca nie podniosła: to jeden z powodów, dla którego wciąż pozostaje w recesji. 

Czy Polska jest na tyle wiarygodna, aby w trakcie swojego przewodnictwa w Unii znaleźć tu rozwiązanie dla całej zjednoczonej Europy? Na pierwszy rzut oka nie bardzo. Nie ma we Wspólnocie kraju, który wytwarzając energię, proporcjonalnie do efektów bardziej zatruwałby środowisko. A na całym świecie można znaleźć tylko dwa takie państwa. Powodem jest oczywiście dziedzictwo węgla, z którego jeszcze niedawno wytwarzano 90 proc. elektryczności nad Wisłą. 

Jednak to się bardzo szybko zmienia. W minionym roku wspomniany wskaźnik spadł do 60 proc., aż o 10 punktów procentowych. Jednocześnie udział odnawialnych źródeł energii wzrósł do 27 procent. To jest właśnie jedna z nadziei na lepsze jutro, którą chce zarazić Polska resztę Unii. Perspektywy nad Wisłą są w każdym razie obiecujące. Rządowe plany zakładają, że w 2030 roku udział odnawialnych źródeł energii w produkcji prądu elektrycznego skoczy do 56 proc., a w 2040 roku – do 63 proc. W tym samym czasie udział węgla miałby spaść odpowiednio do 22 i 1 proc. 

Elektryczność za bezcen

Paradoksalnie w Unii ten problem pomaga rozwiązać ocieplenie klimatu. W szczególności na południu Europy jest już tak ciepło, a promieniowanie słoneczne tak intensywne, że np. w Hiszpanii w ciągu dnia (godz. 11–19) cena prądu spada poniżej zera. Z kolei w Niemczech mocno rośnie energia pozyskana z wiatru. W skali Unii w 2023 roku potencjał tego pierwszego źródła wzrósł aż o 56 GW, drugiego o 17 GW. Problem polega jednak na sprawnym wykorzystaniu tej energii. Do tego konieczne jest z jednej strony budowa potężnych magazynów energii, z drugiej interkonektorów. Zadaniem polskiego przewodnictwa będzie jednak przede wszystkim skłonienie krajów, które mają nadwyżki do ich przekazania państwom cierpiącym na energetyczny deficyt. To nie jest proste, bo o ile zyskują na tym eksporterzy energii, o tyle już nie klienci w państwach, gdzie istnieje nadwyżka energii. Polska będzie musiała więc odwołać się do solidarności krajów Wspólnoty, aby przeforsować tu wiążące zapisy. Polscy dyplomaci odpowiedzialni za przygotowanie programu przewodnictwa naszego kraju w Unii wskazują, że nie tylko klimat się zmienia, ale i techniki pozyskiwania energii z wiatru, promieni słonecznych czy biomasy stopniowo stają się coraz skuteczniejsze, więc taniej energii starczy dla wszystkich. Z kolei w debacie między Francją a Niemcami, czy energetyka jądrowa pozwoli rozwiązać nie tylko problemy ekologiczne Unii, ale także zapewnić jej lepszą konkurencyjność, nasz kraj zdecydowanie staje po stronie Paryża. Praktycznym tego wyrazem ma być budowa pierwszych siłowni atomowych, które w 2040 roku miałyby zapewnić 19 proc. energii elektrycznej w Polsce. 

Strategiczny wymiar energii

Atutem polskiej prezydencji ma być nie tylko przykład zmiany polskiej energetyki, ale także, a może przede wszystkim, doświadczenie we wpływaniu na politykę w tym względzie w samej Unii. To dodaje dużej wiarygodności przewodnictwu Polski we Wspólnocie. Przeszło dziesięć lat temu, w 2014 roku, Donald Tusk proponował powołanie tego, co nazywał unią energetyczną. Jej częścią miały być wspólne zakupy gazu, ale także stopniowe ograniczenie zależności Wspólnoty od nośników energii z Rosji. To było świeżo po rewolucji na kijowskim Majdanie, nielegalnej aneksji Krymu i podboju przez Rosjan części Donbasu. Z perspektywy Warszawy było więc jasne, że imperialna Rosja stanowi egzystencjalne zagrożenie dla wolnej Europy i nie można dawać jej środków na rozbudowę i modernizację sił zbrojnych poprzez import gazu, a także ropy. W tamtym czasie to stanowisko nie znalazło jednak zrozumienia w wielu stolicach europejskich, przede wszystkim w Berlinie. Angela Merkel forsowała projekt Nord Stream 2, który miał podwoić wielkość importu surowca z Rosji.

Dziś ocena polskiej polityki jest w Unii zupełnie inna. Już w 2022 roku przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen przyznała: „Trzeba było słuchać Polski, krajów bałtyckich. Ostrzegali nas, że Putin się nie zatrzyma”. 

Dziś Polska, przejmując czasowe przewodnictwo w Unii, chce na trwałe zakorzenić tamtą właśnie logikę myślenia. Chodzi o to, aby nie tylko rachunek ekonomiczny i względy ochrony środowiska decydowały o polityce energetycznej Wspólnoty. Powinien być brany tu także pod uwagę aspekt strategiczny. 

Ursula von der Leyen na początku grudnia wezwała kraje Unii do zakupu w większej ilości gazu skroplonego ze Stanów Zjednoczonych. Miała z pewnością na myśli wyjście naprzeciw oczekiwaniom Donalda Trumpa ograniczenia deficytu handlowego w wymianie z Unią. To jest sposób działania, na który liczy polskie przewodnictwo w Unii. 

Konkretnym testem dla Polski będzie przekonanie do tego trzech krajów członkowskich: Węgier, Słowacji i Austrii. Pod koniec tego roku upływa umowa z Ukrainą o tranzycie do nich rosyjskiego gazu. Będą więc musiały znaleźć substytut dla tego surowca. 

Celem polskiego przewodnictwa będzie także rozwinięcie unijnego funduszu, który pomógłby sfinansować pomoc dla tych, którzy – jak drobni przedsiębiorcy, przemysł chemiczny czy rolnicy – w szczególny sposób ponoszą koszty transformacji energetycznej. W opublikowanym kilka miesięcy temu raporcie, o tym, jak przywrócić konkurencyjność europejskiej gospodarce, były premier Włoch Enrico Letta wskazuje, że bez takiego wsparcia przebudowa polityki energetycznej po prostu nie zostanie zaakceptowana przez europejskie społeczeństwa. I tu Donald Tusk proponował podobne rozwiązania w 2014 roku. Jednym z pomysłów jest emisja europejskich obligacji, które mogłyby sfinansować równie ogromne koszty. Na razie taką możliwość wyklucza kanclerz Olaf Scholz. Jednak jego prawdopodobny następca, lider CDU/CSU Friedrich Merz, wydaje się tu być bardziej otwarty. 

Biznes
Liczba bankructw w Niemczech największa od 15 lat. Prognozy wciąż słabe
Biznes
Linie lotnicze ograniczają przeloty nad Rosją
Biznes
Polski paszport mocniejszy od amerykańskiego. Najnowszy ranking
Biznes
Podcast „Twój Biznes”: Trump chce większych wydatków NATO na obronność
https://track.adform.net/adfserve/?bn=78448410;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Biznes
5 proc. PKB na obronność, czyli dlaczego warto słuchać Trumpa