Rząd Zjednoczonej Prawicy hojną ręką rozdaje publiczne pieniądze poszczególnym grupom społecznym na skalę dotąd w Polsce nieznaną. Rodziny za chwilę dostaną kolejną partię pieniędzy, nie tylko na drugie i kolejne, ale i na pierwsze dziecko, a we wrześniu kolejną wyprawkę 300 zł na każdego ucznia. Emeryci otrzymają trzynastkę, nawet rolnikom obiecano 100 zł na tucznika i 500 zł na krowę. Prezes PiS tak się jednak zagalopował w przedwyborczej gorączce, że obiecał rolnikom pieniądze, których nie ma, bo są to środki z unijnego budżetu, który nie został jeszcze uchwalony.
Gdy rozdawnictwo idzie na całego, obóz rządzący zupełnie zapomniał o wzmacnianiu państwa. Świetnie pokazał to protest nauczycieli. Jako ojciec gimnazjalistki przystępującej w tym roku do egzaminu chciałbym, aby mojemu dziecku, a także tysiącom innych, również tych z klas ósmych, stworzono nie tylko możliwość zdania egzaminu w godnych warunkach, ale też zapewniono wystarczającą liczbę miejsc w szkołach średnich. Te od września będą zmagały się z podwójnym rocznikiem będącym skutkiem tzw. reformy oświatowej.
Chaos goni chaos. Mówiąc o edukacji, skupiamy się na kwestii likwidacji bądź nie gimnazjów, a niemal nie dyskutujemy o programie nauczania, nie zastanawiamy się, w jaki sposób dostosowywać go do zmieniających się warunków na rynku pracy, tak, by nasze dzieci za kilka lat mogły z powodzeniem wejść w życie zawodowe.
Czy ze szkolnictwem wyższym jest lepiej? Niedofinansowane uczelnie borykające się z brakami dobrej kadry walczą o zagranicznych studentów, by dzięki opłatom od nich łatać dziury w swych budżetach. Polska szczycąca się mianem 20. gospodarki świata ma uczelnie wyższe plasujące się w czwartej i piątej setce rankingu szanghajskiego.
Czy w służbie zdrowia nastąpiła poprawa? Kto musiał odwiedzić szpitalny oddział ratunkowy, ten wie, ile godzin można czekać na pomoc medyczną. O kolejkach do specjalistów nie wspomnę.