Kiedy Urząd Zdrowia Publicznego wprowadził oparte na dobrowolności rekomendacje dotyczące zostania w domu bez zwolnienia lekarskiego w przypadku nawet lekkich objawów przeziębienia, ekonomiści uderzyli w alarmistyczne tony, czy przyszłe samobójstwa przedsiębiorców ważą mniej na skali niż ofiary Covid-19.
Mimo ograniczeń, które trudno nazwać represywnymi, Szwedzi nie zrezygnowali z przesiadywania w ogródkach knajp i barów. 24 marca rząd zapowiedział, że restauracje, których właściciele nie przestrzegają reguł społecznego dystansu, zostaną zamknięte. Zachęcił też mieszkańców do zgłaszania za pośrednictwem aplikacji punktów gastronomicznych, które się do zaleceń nie stosują. Zarządził też liczne inspekcje restauracji i barów w dzień i w nocy. Jeśli restauracja otrzyma ostrzeżenie, przedstawiciel gminy odwiedza bar ponownie i gdy zauważy, że tłoczenie się nie ustało, lekarz epidemiolog po konsultacji z gminą może wydać decyzję o tymczasowym zamknięciu działalności. Podnoszą się też głosy, by restauracje zamknąć, aby ograniczyć rozprzestrzenianie się zarazy. Zdaniem ekspertów byłoby to jednak dla tej branży zabójcze. Wiele restauracji walczy o przetrwanie, przestrzegając panujących reguł. Liczba bankructw wzrosła w rekordowym tempie w końcu marca i w ciągu kwietnia.
Czytaj także: Epidemiolog: Do 20 proc. osób w Sztokholmie odpornych na wirusa
Obroty znikają we mgle
– Istnieją badania, z których wynika, że konsumpcja w kraju nie spadła równie drastycznie jak w sąsiednich krajach, co prawdopodobnie wynika z tego, że Szwecja nie zamknęła się tak jak Norwegia czy Dania – mówi „Rz" Johan Kreicbergs, ekonomista Konfederacji Szwedzkich Przedsiębiorców. Barometr Instytutu Koniunktury, który opublikowano w ubiegłym tygodniu, wskazał na największy spadek dynamiki PKB od czasu, kiedy zaczął swoje pomiary. Jest dotkliwszy od tego, który się zaznaczył podczas kryzysu finansowego 2008–2009. Zapowiedzi zwolnień i bankructw wzrastają rekordowo – podkreśla Kreicbergs.