Podczas zeznań przed Komisją Weryfikacyjną mec. Robert Nowaczyk na pytanie Patryka Jakiego czy dobrze się bawi posądzając na lewo i prawo różne osoby, kiedy wcześniej zeznał, że sam płacił łapówki urzędnikom, powiedział: - Odmawiam odpowiedzi na to pytanie, bo to jest moje konstytucyjne prawo do obrony i w tym prawie do obrony mógłbym powiedzieć, że przyszedł do mnie prezydent Bill Clinton i mu wręczyłem 10 mld euro. I proszę nie czytać wyjaśnień moich złożonych w postępowaniu karnym i nie kazać mi jako świadkowi do nich się ustosunkowywać. Nie muszę potwierdzać swoich wyjaśnień w prokuraturze – mówił adwokat.
Co z tym Clintonem
Zostawmy szczególny status mec. Nowaczyka, że składał wcześniej wyjaśnienia w prokuraturze jako oskarżony. Skupmy się na zaprezentowanej wizji, że jako oskarżonemu wolno mu mówić, dla celów obrony, co zechce, oskarżyć np. Clintona, choć tu była to tylko figura retoryczna.
Rzeczywiście takie jest dość powszechne przekonanie że stronie postępowania, zwłaszcza karnego wolno wszystko mówić lub pisać. Nie jest to jednak prawda. Każde prawo, w tym do obrony, ma swoje granice.
- Strony ich pełnomocnicy i świadkowie wielokrotnie musieli bronić się przed oskarżeniem o to że w toku procesu lub w związku z nim naruszają czyjeś dobra osobiste. Chodziło o bezpodstawne stawianie zarzutów, pomawianie o określone zachowania lub czyny, formę wypowiedzi itp. Fałszywe pomawianie innej osób o przestępstwo pozostaje jednak przestępstwem. Pamiętajmy, że nie będziemy mieli tu do czynienia z wyłączeniem odpowiedzialności ze względu na obronę konieczną ani stan wyższej konieczności - wskazuje adwokat Krzysztof Czyżewski.
Sądy w każdej takiej sytuacji, gdyby pomówiony złożył pozew czy prywatny akt oskarżenia, badać będą przede wszystkim związek wypowiedzi z przedmiotem sprawy. Po drugie oceniać czy dana wypowiedź jest realnie konieczna do obrony interesów procesowych strony. W końcu analizowały rzeczywisty cel danej wypowiedzi - obrona czy dokuczenie, zaskoczenie.