– Nauczyciele w Polsce powinni zarabiać dobrze. Są odpowiedzialni za nasze dzieci. Dojrzewa postulat, który jasno mówi, że powinniśmy powiązać wzrost średniego wynagrodzenia w Polsce ze wzrostem pensji dla nauczycieli i byłbym dzisiaj gotowy podpisać taką ustawę – powiedział podczas konwencji w Szeligach Karol Nawrocki, kandydat na prezydenta popierany przez PiS. Zapomniał tylko wspomnieć o tym, że owo „dojrzewanie pomysłu” trwa co najmniej sześć lat, od kwietnia 2019 r.
Nauczyciele nie zapomnieli PiS tego, co się działo podczas strajku
Przypomnijmy, w kwietniu 2019 r. trzy nauczycielskie związki zawodowe – Związek Nauczycielstwa Polskiego, Forum Związków Zawodowych i oświatowa Solidarność – zdecydowały się wspólnie zaprotestować przeciwko zbyt niskim płacom w oświacie i polityce edukacyjnej prowadzonej przez PiS. Ale w ostatniej chwili, dzień przed strajkiem, Solidarność podpisała porozumienie z rządem i wycofała się z protestu. Strajk jednak wybuchł (wzięło w nim udział ponad 15 tys. placówek publicznych, czyli niemal 74,4 proc. wszystkich), ale postawa związkowców z „S” i porozumienie z rządem znacznie osłabiły jego siłę i znaczenie.
Czytaj więcej
Oświatowa „S" wytyka, że rząd zrealizował tylko część porozumienia strajkowego. MEN zapewnia, że pracuje nad rozwiązaniami.
Była w nim m.in. właśnie obietnica powiązania nauczycielskich pensji ze średnią krajową. Postulat ten nigdy nie został zrealizowany, choć „S” przygotowała projekt ustawy. Podobne rozwiązanie, o nowym systemie wynagradzania nauczycieli, przygotowało także ZNP – projekt jako obywatelski podpisany przez 250 tys. Polaków wniesiony został do Sejmu w listopadzie 2021 r. Od tamtej pory „dojrzewa” w parlamencie.
Porozumienie podpisane z Solidarnością pozwoliło zlekceważyć żądania strajkujących nauczycieli, pokazać, że wcale nie są aż tak niezbędni, jak się to wydawało. I w zasadzie łatwo zastępowalni na maturach przez leśników, celników i siostry zakonne. W zasadzie po co im płacić, i to jeszcze dobrze?