Były premier został wezwany do Prokuratury Okręgowej w Warszawie w związku ze sprawą tzw. wyborów kopertowych w 2020 roku. Przed wejściem do prokuratury wygłosił oświadczenie, w którym podkreślił, że realizacja wyborów prezydenckich była jego obowiązkiem. - Jestem ścigany za wolę organizacji wyborów prezydenckich. Artykuł 128 konstytucji nakłada na Radę Ministrów obowiązek realizacji wyborów prezydenckich w terminie nie wcześniejszym niż 100 dni przed zakończeniem kadencji prezydenta i nie późniejszym niż 75 dni przed zakończeniem kadencji prezydenta – stwierdził. - Gdybym miał jeszcze raz podejmować decyzję czy zlecać prace przygotowawcze do przeprowadzenia wyborów, umożliwiające przeprowadzenie wyborów, to bym jeszcze raz taką samą decyzję podjął - dodał.
Po wyjściu z prokuratury polityk przekazał, iż usłyszał zarzuty, które pokrywały się z wnioskiem o uchylenie immunitetu. - Odmówiłem składania wyjaśnień, chcę najpierw poznać akta śledztwa – dodał.
Przypomnijmy, że Mateusz Morawiecki dobrowolnie zrzekł się immunitetu poselskiego w reakcji na wniosek prokuratury o pociągnięcie go do odpowiedzialności karnej.
Czytaj więcej
Naczelny Sąd Administracyjny utrzymał wyrok WSA, który stwierdził nieważność decyzji premiera Morawieckiego polecającej Poczcie Polskiej przygotowanie wyborów kopertowych.
Co Mateuszowi Morawieckiemu zarzuca prokuratura
Jak informowaliśmy, prokuratura zarzuca szefowi rządu PiS przekroczenie uprawnień i podjęcie działań dotyczących przygotowania wyborów prezydenckich przypadających 10 maja 2020 roku, a więc podczas pandemii koronawirusa, w trybie wyłącznie korespondencyjnym. W związku z przygotowaniami do wyborów, które nie doszły ostatecznie do skutku, wydano ok. 70 mln zł, m.in. na druk kart wyborczych.