Plus Minus: Od dwóch lat Rosją rządzi prezydent Władimir Putin. W tym okresie odżyła gospodarka, nastąpiła reorientacja polityki zagranicznej. Tylko w Czeczenii wciąż trwa wojna. Społeczeństwo obserwuje ją z rosnącym zobojętnieniem.
Anna Politkowska: Dostaję masę listów, 40 proc. z nich to listy przeciw wojnie, w pozostałych ludzie potępiają moje antywojenne poglądy. W rosyjskich mediach brakuje informacji na jej temat, nie tak jak podczas pierwszej wojny z lat 1994-96. W tej pustce informacyjnej działania władz wspiera potężna machina propagandowa. Udało jej się stworzyć obraz wroga. To zamieszkali na południu kraju „czarni" albo „kaukazcy". Dzięki temu wielu ludziom łatwiej pogodzić się z rzeczywistością, czy przełamać nostalgię za przeszłością: z wrogiem jest o wiele wygodniej - jest na kogo zrzucić odpowiedzialność za porażki, niepowodzenia. W listach do mnie nie brakuje wyzwisk i przekleństw. Jednak ludzie czytają moje artykuły, bo w mediach brakuje informacji. Jeśli takich publikacji będzie więcej, rosyjska opinia publiczna zmieni ocenę tego, co dzieje się w Czeczenii.
Podczas pierwszej wojny nie pisała pani o Czeczenii?
Pracowałam wtedy w „Obszczej Gazietie", tym tematem zajmowali się moi koledzy, oni dysponowali odpowiednimi kontaktami, doświadczeniem, ja pisałam wówczas o szpitalach wojskowych, uciekinierach. Po raz pierwszy poleciałam do Groznego w 1998 r. przeprowadzić wywiad z prezydentem Maschadowem. W najlepsze porywano wówczas ludzi, handlowano jeńcami, a sam Maschadow nie bardzo wiedział, jak z tym wszystkim dać sobie radę. Największe wrażenie zrobiły wówczas na mnie tłumy brodatych mężczyzn - dla nich wszyscy dziennikarze z Rosji byli funkcjonariuszami Federalnej Służby Bezpieczeństwa, co chwila ktoś celował we mnie z automatu. Gdy wybuchła wojna i ruszyła fala uciekinierów, pracowałam już w „Nowej Gazietie" i redakcja poprosiła mnie, bym na serio zajęła się Czeczenią. Na Kaukazie wielką rolę odgrywają kontakty, to one dają jakąś gwarancję bezpieczeństwa, po każdej podróży ma się ich więcej.
Od tamtej pory była pani w Czeczenii ponad 40 razy. W zeszłym roku aresztowano panią, grożono śmiercią. Redakcja ewakuowała panią na Zachód. Pani syn, zanim wsiądzie do samochodu, poddaje go dokładnym oględzinom, czy nie podłożono bomby. Boi się pani?