Skarżysko, miasto prywatne

29 STYCZNIA 2011: Przedsiębiorcy, samorządowcy, politycy zgłaszali się do Leszka K. po „przysługę". Gdzie wycofało się państwo, wszedł przestępczy holding.

Aktualizacja: 26.12.2021 23:27 Publikacja: 24.12.2021 06:00

Skarżysko, miasto prywatne

Foto: Wikimedia Commons, Domena Publiczna

Antyterroryści patrzą na salę Sądu Okręgowego w Kielcach przez szpary w kominiarkach. Ustawione w rzędach ławki z trudem mieszczą oskarżonych. Są dowożeni w specjalnych konwojach z więzień i aresztów – wielu z nich nosi pomarańczowe kombinezony oznaczające niebezpiecznych przestępców.

W kuloodpornej klatce siedzi Leszek K. To właśnie on miał kierować przestępczym związkiem o charakterze zbrojnym, jednym z największych, jakie zostały ostatnio rozbite przez policję.

– Ludzie wierzyli, że ta grupa przestępcza jest nietykalna, bo stoją za nią wpływowe osoby. Nie sugeruję, że tak było rzeczywiście, ale wytworzyło się takie przekonanie – mówi Sławomir Mielniczuk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Kielcach.

Grupa Leszka K. nadal budzi lęk. Kiedy sąd dał ogłoszenie, szukając pokrzywdzonych przez nią osób, nie zgłosił się nikt. Świadkowie zeznający na sali sądowej nie patrzą na oskarżonych i wbijają wzrok w podłogę. Czasem niespodziewanie zawodzi ich pamięć, czasem załamuje się głos i mówią tak cicho, że trudno ich zrozumieć.

Najlepiej na sali czują się przestępcy, przynajmniej takie można odnieść wrażenie. Dla niektórych, odsiadujących już wyroki za morderstwa, rozprawa jest wyczekiwanym przerywnikiem w monotonii więziennego bytowania. Inni także zachowują się tak, jakby fakt, że znaleźli się w tym miejscu i w tej roli, nie miał znaczącego wpływu na ich los. Demonstrują lekko znudzony spokój, ożywiają się jedynie wtedy, gdy pojawiają się żony i narzeczone, a wówczas na sali sądowej, wśród uśmiechów i przesyłanych dłonią całusów, nieoczekiwanie zapanowuje nastrój jak z telenoweli. (...)

Czy Leszek K. był tak genialnym przestępcą, czy też policja była tak słaba, że przez tyle lat udawało mu się bez przeszkód kierować rozrośniętą strukturą przestępczą? – Proszę sobie samej odpowiedzieć na to pytanie – mówi prowadzący sprawę prokurator Robert Rolka. Jak przyznaje, jego także zastanawia fakt, że Leszek K. tak długo działał zupełnie bezkarnie.

W historii Leszka K. jest kilka intrygujących elementów. Hodowca gołębi ze świętokrzyskiej wsi nazywany „człowiekiem z lasu" zdołał stworzyć rozbudowany mafijny holding, który nawiązał kontakty z włoską camorrą.

– Miał trzech zaufanych ludzi, poprzez których kontaktował się z członkami swej grupy. Grupa miała strukturę gwiaździstą, każde odgałęzienie zajmowało się innym rodzajem przestępstw: rozbojami, narkotykami, kradzieżami samochodów, wymuszeniami, handlem bronią. W razie wpadki części grupy reszta mogła działać dalej – tłumaczy komendant główny policji gen. Andrzej Matejuk.

Śledczym rozpracowującym grupę Leszka K. kojarzy się ona z tradycjami partyzanckimi – zakonspirowani członkowie grupy byli wzywani na akcję, a potem znów wracali do codziennego, banalnego życia. Żadnej ostentacji, typowej dla polskich gangsterów, żadnych bmw, którymi rozbijaliby się osobnicy obwieszeni złotymi łańcuchami. Zdobyte pieniądze ukrywano w sensie dosłownym – jak przypuszczają śledczy, którzy przeszukiwali echosondą posesję Leszka K., są w słoikach zakopane w ziemi. (...)

Czytaj więcej

Albo nas powieszą, albo nam postawią pomniki

Policjanci się boją

Historia brzmi zupełnie nieprawdopodobnie. Młody mężczyzna pobity przez przestępcę poszedł na komendę policji w Skarżysku Kamiennej. Wkrótce potem pojawił się tam przestępca. Policjant dyskretnie wyszedł z pokoju. Przestępca ponownie pobił chłopaka, a potem wywiózł go z komendy w bagażniku samochodu.

– Rzeczywiście dowiedzieliśmy się, że zdarzenie o podobnym przebiegu miało miejsce, ale śledztwo jeszcze trwa – przyznaje prokurator Robert Rolka, który prowadzi sprawę grupy przestępczej Leszka K.

Zanim wiedza o tym i innych faktach świadczących o dziwnych związkach skarżyskiej policji dotarła do kieleckiej prokuratury, nie stanowiła żadnej tajemnicy dla miejscowego społeczeństwa. Powszechnie uważano, że złożenie skargi w skarżyskiej komendzie, a zwłaszcza wskazanie ewentualnych sprawców przestępstwa, jest bezcelowe, a może wręcz przysporzyć kłopotów.

– Miejscowi policjanci niewiele mogli zrobić, by przeciwstawić się złu. Niektórzy może mieli nieczyste intencje, inni się bali – mówi policjant z Komendy Wojewódzkiej w Kielcach. – Nawet najodważniejsi policjanci tracili zapał do ścigania przestępców, gdy tzw. nieustaleni sprawcy palili im mieszkania czy kradli samochody. Podpalaczowi nie można było nic udowodnić, bo szyderczy uśmiech czy złe spojrzenie przestępcy mijanego na ulicy nie stanowi dowodu dla sądu czy prokuratury.

Niepokornego policjanta potrafiono publicznie upokorzyć – przywoływano go w ten sposób do porządku, demonstrując, kto naprawdę rządzi w mieście.

Inni policjanci rozumieli reguły gry – nie mieli najmniejszego zamiaru zadzierać z przestępcami, sprawiali wrażenie, jakby akceptowali nienormalny porządek rzeczy lub nie byli w stanie mu się przeciwstawić.

Bezradność policji przybierała groteskowe formy: kiedy jednemu z policjantów ukradziono samochód, zapłacił przestępcom tak zwaną wykupkę.

– Dlaczego jeden z przestępców, Leszek D., miał ksywkę Komendant? Bo świetnie się czuł na skarżyskiej komendzie. Wpadał tam bardzo często, nie tylko dlatego, że pracowała tam jego była żona – mówi jeden z pokrzywdzonych. (...)

Czytaj więcej

Nie oskarżałem całego narodu

Test lojalności

Haracz płacili wszyscy. Fryzjer, pani z kiosku, właściciele restauracji i zakładów usługowych. Był sprawą oczywistą. Niektórzy zresztą nie traktowali go jako przestępczego wymuszenia, ale raczej wymianę – pieniądze za usługę.

– Moja znajoma, która handluje kwiatami, mówi mi: „No, popatrz, szkoda tych chłopaków. Tacy byli fajni. Podjechali, kiedy siedziałam sama w nocy, popatrzyli, czy wszystko w porządku. Pogadali, pośmieli się" – mówi jeden z mieszkańców Skarżyska. – I nie tylko ona żałuje znajomych z sąsiedztwa.

Ale jeśli ktoś miał większą firmę, to w grę wchodziły znacznie wyższe sumy i nie mógł mieć złudzeń, że nie jest to haracz. Również gdy było się na tyle naiwnym, by odrzucić propozycję ochrony, szybko można było się przekonać, że fajne chłopaki czasem w ogóle nie mają ochoty żartować. W Skarżysku każdy wie, dlaczego spalił się niedługo po otwarciu gabinet dentystyczny, ale jego właścicielka – młoda dziewczyna, która pieniądze na otwarcie dostała od rodziców – nie powie o tym słowa.

– Zawsze jest tak samo. Pokrzywdzony może nawet zeznać, że rzeczywiście ktoś podpalił jego firmę lub dom. Ale nie ma bladego pojęcia, kto mógł to zrobić. Nic nie przychodzi mu do głowy, nikt nigdy mu nie groził i oczywiście nie ma żadnych wrogów – mówi prokurator Robert Rolka.

Jeśli na przestępczość zorganizowaną patrzy się z perspektywy Warszawy, haracze to zamknięty rozdział. Były plagą lat 90., potem polska mafia uznała, że duże i łatwe pieniądze leżą gdzie indziej. Taką opinię słyszę w Komendzie Głównej Policji.

Jednak z perspektywy Skarżyska-Kamiennej i małych miejscowości w rejonie Szydłowca sprawa wygląda inaczej. Wiele wskazuje na to, że aresztowanie członków gangu Leszka K. nie przecięło tego procederu.

– Płacenie haraczu jest formą potwierdzenia lojalności. Kto odmówiłby dalszego płacenia, pokazałby, że wierzy w ostateczny koniec Leszka K. A to nie byłoby rozsądne i może nawet niezbyt bezpieczne – twierdzi jeden z moich rozmówców.

Ludzie sekundują policji w walce z gangiem Leszka K., ale robią to po cichu. Nie są wcale pewni, że Leszek K. nie pojawi się wkrótce na wolności.(...)

Czytaj więcej

Tajemnice starej fotografii

Przysługi ojca chrzestnego

Policjantowi z Kielc prowadzącemu dochodzenie w sprawie grupy Leszka K. zachowania członków grupy przywodzą na myśl tradycyjne organizacje przestępcze typu mafijnego. Trudno uciec od skojarzeń z „ojcem chrzestnym" Maria Puzo, scenami, w których Don Corleone wysłuchuje proszących o „przysługę".

– Leszek K. również przyjmował zgłaszających się do niego ludzi, rozwiązywał ich problemy, osądzał, karał, ale też nagradzał. Jego petentami były różne osoby: zarówno mające kłopoty z prawem, jak i pokrzywdzone jego działalnością – opowiada policjant. – Przychodzili też ci, którzy sądzili, że nie mogą liczyć na skuteczną pomoc instytucji państwowych. Petentami byli tzw. porządni obywatele, samorządowcy i politycy. (...)

Jedno jest pewne: socjologiczny termin „brudna wspólnota", sieci ukrytych społecznych powiązań, opartych na nieformalnych związkach i wynikających ze wspólnych interesów, idealnie pasuje do Skarżyska-Kamiennej i okolic.

– To specyficzne tereny. Duże bezrobocie i bieda, a także korumpowanie lokalnych elit tworzą niebezpieczną mieszankę. Afera starachowicka stała się głośna, ale mentalność, której była przejawem, jest typowa nie tylko dla Starachowic – podkreśla jeden z moich rozmówców,

Nikt z przyzwoitych obywateli, którzy zabiegali u Leszka K. „o przysługę", nie mógł mieć wątpliwości, że ma do czynienia z bezwzględnym przestępcą. Wszyscy w okolicy wiedzieli, kto zastrzelił właściciela dyskoteki w Stąporkowie, który ośmielił się wygrać w walce na pięści z Leszkiem K.

– To była śmierć w blasku reflektorów. Człowiek miał zginąć właśnie tak, na oczach tłumu. Upokorzył szefa, musiał zostać za to publicznie ukarany, i to w ten sposób, żeby wszyscy wiedzieli, kto i dlaczego go zabił – mówi policjant z Kielc. (...)

Przełomem stało się zatrzymanie przez policję Zbigniewa W., jednego z najbliższych ludzi Leszka K. Wpadł niemal przypadkowo i chociaż nie było wobec niego poważnych zarzutów, zdecydował się mówić o przestępczym holdingu.

Kielecki wydział kryminalny powiązał wiele faktów, również dotyczących przestępstw z lat 90. Postarano się, by zarzuty, jakie postawiła prokuratura, były mocno udokumentowane.

– Co teraz będzie w Skarżysku-Kamiennej? Zapanuje spokój. Nie do końca świata. Ale na długo – mówi kielecki policjant.

Leszek K. został w 2020 roku skazany prawomocnym wyrokiem na dożywocie. Wyroki otrzymało dwudziestu członków jego gangu. Niektórzy twierdzą, że ława oskarżonych powinna być znacznie dłuższa. Pewne wątki sprawy ucięto, nie rozliczono współpracy policji z mafią czy związków przestępców z politykami. Do końca świadkowie bali się zeznawać, a w Skarżysku-Kamiennej wierzono, że Leszek K. wyjdzie na wolność. Po ukazaniu się tego artykułu Rada Miasta wydała specjalną uchwałę, potępiającą autorkę za ukazanie miasta w złym świetle.

Maja Narbutt

Wieloletnia dziennikarka i reporterka „Rzeczpospolitej", laureatka wielu nagród dziennikarskich

Antyterroryści patrzą na salę Sądu Okręgowego w Kielcach przez szpary w kominiarkach. Ustawione w rzędach ławki z trudem mieszczą oskarżonych. Są dowożeni w specjalnych konwojach z więzień i aresztów – wielu z nich nosi pomarańczowe kombinezony oznaczające niebezpiecznych przestępców.

W kuloodpornej klatce siedzi Leszek K. To właśnie on miał kierować przestępczym związkiem o charakterze zbrojnym, jednym z największych, jakie zostały ostatnio rozbite przez policję.

Pozostało 96% artykułu
#1500PlusMinus
Mój brat obalił dyktatora
#1500PlusMinus
#1500PlusMinus: Jestem energetycznym wampirem
#1500PlusMinus
#1500PlusMinus: Sześć spotkań z Lechem Kaczyńskim
#1500PlusMinus
#1500PlusMinus: Izrael narodził się w Polsce
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
#1500PlusMinus
Mafia bardzo kulturalna