Plus Minus: Kazimierz Dejmek wpisał „Dziady" do programu swojej dyrekcji w Teatrze Narodowym, ale zwlekał z ich wystawieniem kilka lat, aż do 1967 r. Wcześniej, w jednym z wywiadów, powiedział: „Z trwogą myślę o »Dziadach« i owych wszystkich mszach i tajnych obrządkach narodowych, do których w tragicznych chwilach dziejów odwołuje się Polak". A może Dejmek nie chciał wystawiać arcydramatu Mickiewicza?
Gustaw Holoubek: Chciał na pewno. Jego wahania brały się stąd, że o tym, co robił, lubił wiedzieć wszystko, wyjaśnić najmniejsze wątpliwości. W drugiej kolejności szło o aktorów – czy zespół Teatru Narodowego może sprostać przedsięwzięciu. Długo zastanawiał się nad obsadą roli Gustawa-Konrada. Podjął decyzję po nieudanej inscenizacji „Kordiana". Grałem tam epizodyczną rolę Szatana w „Przygotowaniu".
Dodajmy, że pana specjalnością było aktorstwo oparte na dystansie wobec postaci. Czy Dejmek miał nadzieję, że znajdzie to wyraz w interpretacji Gustawa-Konrada?
Bardzo polegał na opinii współpracowników z profesorem Zbigniewem Raszewskim na czele, który był zdania – co wyjawił potem w „Raptularzu" – że nie nadaję się do ról romantycznych, wprost objawiających treści i emocje. Wedle jego opinii byłem osobnikiem dosyć pokrętnym. Krytykował bardzo mojego Króla Leara. Decyzja Dejmka, żebym zagrał Gustawa-Konrada, bardzo zaskoczyła Raszewskiego, napełniła go obawą.
A co sam Dejmek mówił o interpretacji roli Gustawa-Konrada?