Wokół wyborów prezydenckich narasta chaos, a ich przeprowadzanie grozi polskiej demokracji głębokim kryzysem. Trudno się więc dziwić, że w przezwyciężenie tego politycznego klinczu publicznie zaangażował się także Kościół kierując do władzy i opozycji apel „o odpowiedzialność za dobro wspólne, jakim jest Polska”.
Opublikowane we wtorek słowo Rady Stałej Konferencji Episkopatu Polski to nie pierwszy w ostatnim czasie głos hierarchów na ten temat. Już w końcu marca, przewodniczący Rady ds. Społecznych KEP abp Józef Kupny stwierdził m.in. że „pilną potrzebą chwili wydaje się także ograniczenie i czasowe zawieszenia wszelkiej rywalizacji politycznej”. A kilka dni temu abp Grzegorz Ryś w wywiadzie dla KAI stwierdził „wybory powinny zostać zorganizowane wtedy, kiedy nie będą grozić zdrowiu i życiu obywateli oraz gdy będzie im towarzyszyć gwarancja ich demokratycznego przeprowadzenia”.
Ale teraz mamy wspólny głos biskupów. Ta publiczna wypowiedź Kościoła wychodzi naprzeciw bolączkom naszej demokracji znacznie chyba odważniej, niż zdołaliśmy się przyzwyczaić w ostatnim czasie. Wprawdzie biskupi podkreślają, że „Kościół nie ma mandatu, by uczestniczyć w czysto politycznych sporach na temat formy, czy terminu wyborów”, ale jednocześnie wzywają polityków „aby w tej nadzwyczajnej sytuacji wypracowali wspólne stanowisko”. Co więcej, i co bardzo znaczące, biskupi zachęcają rządzących i opozycję do szukania „rozwiązań, które nie budziłyby wątpliwości prawnych i podejrzenia nie tylko o naruszenie obowiązującego ładu konstytucyjnego, ale i przyjętych w demokratycznym społeczeństwie zasad wolnych i uczciwych wyborów”. A ich trosce powierzają „szerokie społeczne zaufanie do wspólnie wypracowanych przez lata procedur wyborczych demokratycznego państwa”.
Nie trzeba wielkiej przenikliwości, ani znajomości kościelnej gramatyki, aby usłyszeć, że te z pozoru oczywiste oczekiwania w sytuacji obecnego napięcia politycznego brzmią bardzo donośnie. Bo publiczne przypominanie oczywistości: że trzeba przestrzegać konstytucji, że wybory nie mogą budzić wątpliwości, że mają być wolne i uczciwe, a wyborcze procedury budzić muszą nadal szerokie społeczne zaufanie, czytać można jako wyraźny sygnał, iż w obecnym zamieszaniu, te kluczowe w demokracji zasady mogą być zagrożone.
W tym też sensie ten głos jest dość wysoko zawieszoną i dość kłopotliwą polityczną poprzeczką. I dla obozu władzy, i dla całej klasy politycznej. Pytanie, kto ten głos zechce usłyszeć, i czy ta poprzeczka ma szanse stać się szczeblem jakiejś drabiny ratunkowej naszej polityki?