We wtorek w południe Państwowa Komisja Wyborcza poda ostateczne wyniki wyborów do parlamentu. Z największą nadzieją czeka na nie od niedzielnego wieczoru PiS, choć zdaniem ekspertów obóz rządzący nie ma szans nie tylko na samodzielną większość (231 mandatów), ale i uzupełnienie je podkupionymi mandatami, których musiałoby dozbierać między 30 a 35. Wejście w koalicję z PiS wykluczyła Konfederacja i PSL, a progu wyborczego nie przeszli Bezpartyjni Samorządowcy, którzy jako jedyni mogli być koalicjantem partii Jarosława Kaczyńskiego.
Czytaj więcej
Reforma Wspólnoty, odbudowa Ukrainy, umocnienie flanki wschodniej NATO: Paryż, Berlin i Bruksela...
Kiedy zamykaliśmy to wydanie „Rzeczpospolitej”, PKW podała dane z ponad 85 proc. obwodów. Wskazują one, że PiS może liczyć na ponad 36,73 proc. głosów, a KO na 29,43 proc. Zwycięstwo opozycji przekłada się również na Senat – co najmniej 55 miejsc przypadnie paktowi senackiemu, 36 – PiS. Ostateczne wyniki sondażu Ipsos mówią o tym, że opozycja demokratyczna może dostać 249 mandatów w Sejmie, PiS – 196. Przewaga jest miażdżąca.
– To już jest koniec rządów Prawa i Sprawiedliwości. Od roku pokazywały to nie tylko sondaże, ale również końcówka rządów Zjednoczonej Prawicy i utrata stabilnej większości w Sejmie, która zawsze od 2001 r. była miernikiem upadku rządu. Tak było z rządem SLD, potem PO-PSL w 2015 r., tak stało się teraz – tłumaczy w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Jarosław Flis, prof. UJ, komentator polityczny.
Wybory 2023: Gorzka wygrana PiS
Kiedy w niedzielę po godz. 21.00 podano pierwsze wyniki z exit poll (badania Ipsos dla trzech stacji telewizyjnych), które wskazywały, że choć zwyciężył PiS (36,8 proc. oddanych głosów), to przewaga jest zbyt mała, by rządzić, a opozycja zbierze w sumie 248 mandatów, Donald Tusk w gorącym przemówieniu triumfował. – Jestem od wielu lat politykiem, sportowcem i nigdy w życiu tak nie cieszyłem się z drugiego miejsca. Odsunęliśmy ich od władzy, niewielu w to wierzyło – mówił. I powtórzył, że „to jest koniec rządów PiS”.