To już tradycja, że premiera otwierająca to wagnerowskie święto przyjmowana jest buczeniem, prowokuje do polemik. W tym roku dyskusja o spuściźnie po Richardzie Wagnerze zaczęła się jednak wcześniej, gdy z końcem czerwca znów udostępniono publiczności dom kompozytora w Bayreuth.
Idylla życia rodzinnego
Willa Wahnfried była zamknięta przez pięć lat, teraz przywrócono blask jej wnętrzom, choć autentycznego wyposażenia zachowało się niewiele. Przede wszystkim zaś wybudowano obok pawilon ze stali i przyciemnionego szkła, z którego przechodzi się do części podziemnej. Tu umieszczono m.in. salę kinową oraz audiotekę.
Ekspozycja prowadzi śladem życiowych peregrynacji kompozytora, zaciekawia projektami scenograficznymi do przedstawień w Bayreuth z końca XIX wieku. Nie zabrakło interaktywnych zabawek: na ekranie można wybrać grupę instrumentów, której chce się przyjrzeć podczas wagnerowskiego koncertu, lub filmy ilustrowane muzyką Wagnera.
Jest oczywiście scena wojny w Wietnamie z „Czasu apokalipsy" Coppoli, ale i królik Bunny jako Walkiria czy Charlie Chaplin ucharakteryzowany na Hitlera w „Dyktatorze", gdy przy dźwiękach uwertury z „Lohengrina" bawi się kulą ziemską.
Prawdziwych odniesień do nazizmu, który zaciążył na losach Bayreuth, jest jednak niewiele: jedno zdjęcie Adolfa Hitlera i synowej kompozytora, Winifried, która była fanatyczną wielbicielką Führera. Wystawa – co natychmiast wytknięto – nie przedstawia powikłanej historii. Daje za to idylliczny obraz życia w willi Wahnfried w otoczeniu dzieci i psów. Jest nawet pozłacany posążek ukochanego nowofundlandczyka kompozytora.
Z lat 30., gdy festiwal kwitł pod opieką III Rzeszy, przenosimy się wprost do 1945 roku, by obejrzeć zdjęcia willi zniszczonej alianckimi bombami. A potem następuje odbudowa, najpierw prowizoryczna – przez wnuka Wielanda Wagnera, wreszcie całkowita – w latach 70., gdy rodzina przekazała Wahnfried miastu Bayreuth.
Zamilkłe głosy