To Hannah Arendt, niemiecka filozofka żydowskiego pochodzenia, ukuła słynny termin „banalność zła”, który – do dziś jest przedmiotem dyskusji o polityce i moralności. W książce „Eichmann w Jerozolimie” przedstawiła nazistów jako praworządnych obywateli, a tego typu stwierdzenia spotkały się z ostracyzmem nie tylko w środowisku żydowskim w rezultacie budząc niechęć wobec filozofki.
– Uważam, że największym doświadczeniem w życiu Hannah Arendt była próba zrozumienia holocaustu – mówi jej szkolny kolega, prof. Richard Bernstein z Nowego Jorku.
Gdy mówi się o Arendt, jednym tchem dopisuje się do niej Martina Heideggera – jej mentora, fascynację, być może nawet – miłość. Poznała go w czasie studiów na Uniwersytecie w Marburgu, gdy był wschodzącą gwiazdą filozofii. Bardzo szybko nawiązała się między nimi zażyłość wykraczająca poza relację nauczyciel – uczennica. Autorzy dokumentu przywołują fragmenty listu, w którym Heidegger pisał w 1925 roku, do Arendt, że „ich relacje muszą być jasne i czyste” mimo, że – trudno pominąć miłosny ton przytaczanych zdań. Zdjęcie pokazuje go wówczas z żoną i dwójką niedużych dzieci…
– Używał filozoficznego języka do tłumaczenia niefilozoficznych zjawisk – uważa jeden z filozofów występujących w filmie, mówiąc o Heideggerze jako wyznawcy nazistowskiego systemu wartości.
Niemniej, jak twierdzą występujący w dokumencie naukowcy, którzy opowiadając o kolejnych etapach znajomości tych dwojga bohaterów, to Arendt pomogła stworzyć mit na temat Heideggera.