Grał Konrada, Kordiana, Cyda, Kreona, Tartuffe'a, Juliusza Cezara, Hrabiego Szarma. O słynnym Antku w "Chłopach" mówił „Ile razy można oglądać, jak Antek strzela do starego Boryny, przy całym szacunku dla wspaniałego Jana Rybkowskiego?" W „Polonii Restitucie" sportretował Stefana Żeromskiego. W „Żołnierzach wolności" – Bolesława Bieruta. Grał w serialach „Stawka większa niż życie", „Hrabina Cosel", „Na dobre i na złe". Wyreżyserował „Romans Teresy Hennert" i „Dom świętego Kazimierze", gdzie zagrał Kamila Cypriana Norwida.
O skali talentu Ignacego Gogolewskiego, który w 1953 r. ukończył warszawską szkołę teatralną, po raz pierwszy przekonał, gdy to nie Gustaw Holoubek, Tadeusz Łomnicki, ale właśnie on zagrał w pierwszej powojennej inscenizacji „Dziadów". To była premiera pełna politycznych podtekstów: w czasach stalinizmu wymierzony w Rosję arcydramat nie miał szans na wystawienie, choć trwały dyskusje w gronie prezydenta Bolesława Bieruta o tym czy dopisać nowe zakończenie. Ostatecznie „Dziady" w reżyserii Aleksandra Bardiniego w 1955 r. były jedną z zapowiedzi odnowy. Maria Dąbrowska napisała w „Dziennikach", że "to jest wielki dzień" i "odrodzenie". Pisano, że "błysnął wybitnym talentem i opanowaniem warsztatu", "oczarował publiczność swoją osobowością i pięknie podanym wierszem". Krytycy jednogłośnie uznali młodego aktora za kontynuatora najszlachetniejszych tradycji teatru romantycznego.
- Powołam się na pamiętniki Jarosława Iwaszkiewicza – mówił mi. - Po próbie generalnej, która była pokazem dla świata artystycznego i zarządzających kulturą, najważniejsi goście przeszli do gabinetu dyrektora Szyfmana, gdzie zapanowała kilkuminutowa cisza. Iwaszkiewicz zauważył łzy w oczach wysokich partyjnych notabli
Po Konradzie był Kordian w spektaklu Kazimierza Dejmka w 1965 r. w Narodowym.
- To był bolesny spektakl, bo musiałem złożyć wymówienie. O Dejmku?.... O zmarłych dobrze albo wcale. Szczęściem, Krystyna Skuszanka zaprosiła mnie do Wrocławia, gdzie zagrałem Bolesława Śmiałego. Potem również w filmie u Witolda Lesiewicza. Ale minęło parę lat i Dejmek zaprosił mnie do Teatru Polskiego. Jan Bratkowski przygotowywał swoją sztukę "Radosny jubileusz". Podał panu Kazimierzowi pięć nazwisk do głównej roli. Dejmek wodził palcem po liście, zatrzymał się przy moim i zapytał: "A z nim pan rozmawiał?". Janek potwierdził. "No to, k....., nad czym się zastanawiasz!?".