Dni w Paryżu toczą się normalnie, choć Ukraina jest i tu tematem rozmów. Odwołano koncerty rosyjskich artystów na czele z proputinowskim pianistą Denisem Matsujewem, choć bilety na majowy występ Anny Netrebko na razie są w sprzedaży. Zatrzymano wspaniałą kolekcję francuskiego malarstwa – od impresjonistów do Picassa – która miała już wrócić do Ermitażu i ku zadowoleniu wielu widzów nadal można ją oglądać.
Życie kulturalne odrabia jednak przede wszystkim pocovidowe straty poddane w pandemii bardzo surowym restrykcjom. Paryska Opera sumuje, że luka w budżecie z powodu pandemicznego zawieszenia wyniosła prawie 100 mln euro. Jednym z pierwszych wydarzeń stała się premiera „A Quiet Place”. Wzbudziła zainteresowanie Francuzów, ale też Amerykanów, bo to wydobyty z zapomnienia utwór ikony ich kultury, Leonarda Bernsteina.
Skomponował go pod koniec życia i nie był do końca zadowolony, skoro szybko przerobił. Planował jeszcze inną wersję, ale tej już nie zdołał wykonać. Zajęli się tym inni, wśród nich dyrygent Kent Nagano, za młodu asystent Bernsteina. Teraz dyrygując paryską premierą „A Quiet Place”, potrafił ukazać, jak ciekawa i bogata w pomysły jest ta muzyka.
Frapujący teatr
Komponując „A Quiet Place”, chciał stworzyć operę do wystawiania na poważnych scenach, ale i na Broadwayu. Właśnie tej skromniejszej wersji nie ukończył, dopiero teraz weszła ona na scenę w paryskim Palais Garnier. I odniosła sukces.