W piątkowy wieczór przed majówkowym weekendem Warszawa pustoszała z każdą minutą. Padał deszcz, a chłodna wilgoć wdzierała się pod najcieplejszy płaszcz. Jednak nie zabrakło chętnych by zobaczyć performance znakomitej reżyserki teatralnej Agaty Dudy-Gracz na podstawie tekstów Brunona Schulza.
Trudno znaleźć lepsze miejsce dla tego widowiska jak Instytut Weterynaryjny SGGW na warszawskiej Pradze. Ponad stuletni budynek przy Grochowskiej 272 idealnie wpisywał się w nastrój teatralnego eksperymentu i twórczości artysty z Drohobycza. Na dodatek wkrótce ma zostać wyremontowany, zmodernizowany i stać się częścią nowoczesnego kompleksu muzycznego słynnej orkiestry Sinfonia Varsovia. To właśnie dzięki dotychczasowemu klimatowi tej przestrzeni, którego dni są policzone, mocniej można było wkroczyć do świata zmiecionego przez drugą wojnę światową.
Już od wejścia przez drewniane drzwi widz był wciągany do scenicznego świata, od którego nie oddzielała go żadna bariera. Przechodząc pomiędzy aktorami po schodach i korytarzach budynku bywał niekiedy z zaskoczenia wywoływany do odpowiedzi. Mógł bezpośrednio włączyć się w performance. Aktorzy niczym w żywej szopce byli rozmieszczeni w zakamarkach trzypiętrowego budynku. Był to zespół Teatru Żydowskiego w Warszawie. Aktorzy doświadczeni w ostatnim czasie przedłużającym się brakiem siedziby, którzy wciąż czekają na godne miejsce do grania w stolicy. Do ich grona dołączyli seniorzy z Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Niektórzy tak zaangażowani w swoje partie, że chwilami trudno ich było odróżnić od zawodowych aktorów.
Performance Agaty Dudy-Gracz, nad którym kuratorską pieczę sprawował krytyk teatralny „Rzeczpospolitej” Jan Bończa-Szabłowski nosił nazwę „Sanatorium pod klepsydrą”, ale nie ograniczał się tylko do jednego zbioru opowiadań Schulza. Nie miał początku, ani końca. Każdy z przybyłych przechodził swoją wędrówkę po schodach w górę. Mógł tam spędzić kwadrans, ale też i dwie godziny za każdym razem odkrywając nowy scenograficzny detal, bądź podziwiając zmieniającą się interpretację aktorów.
Odtwórcy zapętleni we fragmentach prozy Schulza odgrywali swoje role nieprzerwanie przez dwie godziny pokazu. Mówili z pamięci, ale też często czytali z kartek. Jak gdyby twórcy chcieli podkreślić, że głównym bohaterem jest tutaj literatura. A aktorstwo oraz inscenizacja są tylko narzędziem do jej przekazywania dalej. Gołda Tencer mówiąc fragmenty o Księdze siedziała przez pustą klasą niczym nauczycielka rozmawiająca z duchami uczniów.