Jeśli patrzeć na powszechnie znane mierniki gospodarcze – PKB, bezrobocie, płace, inflację – w sumie nie ma się czego specjalnie czepiać. Szału nie ma, ale żadnej katastrofy też nie. Kiedy rok temu rząd przejmował władzę, ostatni odczyt PKB z trzeciego kwartału 2023 pokazywał symboliczny wzrost o 0,5 proc. (po dwóch poprzednich kwartałach, w ciągu których PKB spadał). Dziś ostatnie dane GUS pokazują wzrost o 2,7 proc., a więc całkiem znośny. Bezrobocie jest niemal dokładnie takie samo jak przed rokiem, a więc bardzo niskie (rejestrowane wynosi około 5 proc., co przy poprawnym pomiarze statystycznym oznacza mniej niż 3 proc.). Ze wzrostu dochodów ludzie powinni być raczej zadowoleni – płace rosną w tempie ponad 11 proc., a emerytury w tempie 14 proc., niewiele wolniej niż przed rokiem, przy znacznie niższej inflacji. No właśnie, więc na koniec inflacja: dziś wynosi 4,6 proc., przed rokiem była o 2 pkt proc. wyższa. Czyli wszystko w porządku?
Niezupełnie. Tegoroczny wzrost gospodarczy zawdzięczamy szybko rosnącemu spożyciu, niestety, nie udało się jak dotąd osiągnąć poprawy w zakresie inwestycji. Finanse publiczne są w tak samo złym stanie, jak je zostawił premier Morawiecki, a deficyt zarówno w bieżącym roku, jak i w kolejnym ukształtuje się na bardzo wysokim poziomie. Tylko czekać, aż gwałtownie zacznie wzrastać relacja długu publicznego do PKB, grożąc złamaniem konstytucyjnego limitu 60 proc. Ale bez obaw, rząd na pewno nie zmieni zasad liczenia długu, które powodują, że choć według metody europejskiej limit już złamiemy, to według naszej własnej nie. Innymi słowy, póki co przełomu w gospodarce nie widać.
No tak, ale rząd ma jednak wiele na swoje usprawiedliwienie. Sytuacja, w której przyszło mu prowadzić w tym roku politykę gospodarczą, należała do najbardziej koszmarnych, jakie można sobie wyobrazić. Na wschód od Polski nadal toczy się wojna, wymuszając na nas ogromne wydatki na obronność. Na zachód od nas panoszy się głęboka, długotrwała recesja: od wielu kwartałów niemiecka gospodarka kurczy się, zamiast rosnąć, a niemiecki eksport spada (co jest fatalną wiadomością dla polskiego przemysłu). Mocny i zdumiewająco stabilny złoty, który pomaga radzić sobie jakoś z finansami, jest problemem dla polskich eksporterów, którzy muszą coraz więcej płacić swoim pracownikom. Co gorsza, poprzednicy przekazali w spadku cały wór nierozwiązanych problemów, od finansowania służby zdrowia poczynając, na wyhamowanej transformacji energetycznej (a w efekcie tego bardzo drogiej energii) kończąc. I przekazali trudne do uchylenia, niemające pokrycia w żadnych dochodach obietnice dalszego wzrostu wydatków socjalnych, do których obecnie rządzący musieli dopisać również część swoich własnych przedwyborczych zobowiązań.
Wystawienie oceny polityce gospodarczej rządu nie jest więc łatwe. Tak, niejedno zrobiono, ale na pewno niewystarczająco dużo. Tak, obiektywne trudności wiele tłumaczą, ale na pewno nie wszystko. Nawet jeśli wyborcy nadal bardziej zajęci są igrzyskami niż chlebem, to z pewnością kiedyś ten komfortowy dla rządzących okres się skończy.
Problemy gospodarcze i finansowe Polski da się rozwiązać tylko wtedy, jeśli trwale i wyraźnie przyspieszy gospodarka. Ale to się nie stanie samo, temu trzeba pomóc – i to bardziej niż do tej pory.