– Ja bym robił to samo – powiedział w sobotę prezydent Donald Trump pytany o zmasowane rosyjskie naloty na Ukrainę. Rosyjska armia wykorzystuje odcięcie na polecenie przywódcy USA Ukraińców od amerykańskich danych wywiadowczych, co powoduje znaczne trudności w wykrywaniu i zwalczaniu rakiet i dronów.
Pod koniec stycznia rosyjska ofensywa powietrzna zaczęła spowalniać. Możliwe, że od tego czasu Kreml zdołał zebrać wystarczającą ilość zapasów, by wznowić ją ze zdwojoną siłą – obecnie co noc Ukrainę atakuje ponad 200 dronów i rakiet. Pozbawiona amerykańskiego wsparcia wywiadowczego ukraińska obrona przeciwlotnicza przepuszcza ich coraz więcej.
Ukraińska armia ma rosnące kłopoty z powodu zerwania współpracy przez USA
Jednocześnie brak amerykańskich danych zaczyna odbijać się na linii frontu. Wraz z tą przerwą zaczął się rosyjski kontratak w obwodzie kurskim. Już wcześniej Rosjanie posuwali się tam na południowy zachód od największej miejscowości zajętej przez Ukraińców, Sudży. Luki w danych wywiadowczych uniemożliwiły Ukraińcom zorientowanie się, że przeciwnik koncentruje swoje oddziały do ataku.
Rosjanie zebrali swoje elitarne oddziały (piechotę morską i wojska desantowe) wsparte korpusem północnokoreańskim, który wrócił na front po uzupełnieniu strat nowymi żołnierzami wprost z ojczyzny. Atakujący dotarli na 5–7 km od głównej drogi zaopatrzeniowej prowadzącej z Ukrainy do Sudży, prawie całkowicie blokując ją atakami swoich dronów.
Czytaj więcej
Ukraińskie wojska broniące terenów zdobytych w obwodzie kurskim Federacji Rosyjskiej są pod silną presją sił rosyjskich. Dowódcy będą musieli wkrótce podjąć trudną decyzję, czy kontynuować walkę, czy się wycofać - podaje serwis Politico.