"Moment, kiedy w Panamie spotkają się prezydenci Obama i Castro będzie można nazwać historycznym" - pisze dzienniki "Die Welt". "Podupadająca Kuba musi się otworzyć, a Stany Zjednoczone będą miały w swoim otoczeniu jedno zarzewie konfliktu mniej .
To, że prezydent Obama chce położyć kres temu bezsensownemu i anachronicznemu konfliktowi świadczy o jego odwadze w polityce zagranicznej. Natomiast to, że młodszy z braci Castro podejmuje wyciągniętą dłoń, świadczy o jego pragmatyzmie w polityce wewnętrznej. Kuba cierpi biedę szczególnie po tym, jak skończyło się radzieckie wsparcie. (...)
Waszyngton może przejąć teraz opiekuńczą rolę, bo nie może sobie pozwolić na utrzymywanie wrogów w swoim bezpośrednim sąsiedztwie a druga i trzecia generacja Kubańczyków stała się już dużo łagodniejsza w swym spojrzeniu na ojczyznę przodków. Pozyskanie Kubańczyków na sojuszników nie wiąże się już z żadnym ryzykiem".
"Zeit Online" uważa: "To całe spotkanie wcale nie jest takie ważne. Zbliżenia Kuby i Stanów Zjednoczonych ani nie powstrzyma, ani nie przyspieszy symboliczna polityka. Nabrało ono impetu, bo stoją za tym czyste interesy: polityczne życzenie ze strony USA i ekonomiczny przymus po stronie Kuby. Obydwie strony chcą dlatego doprowadzić do poprawy sąsiedzkich relacji. (...)
Kubańscy przywódcy boją się przede wszystkim kolejnej gospodarczej zapaści, która definitywnie położyłaby kres ich rewolucyjnemu projektowi z lat 50-tych. (...)