Europejski Trybunał Praw Człowieka we wtorek 27 września zajmie się skargą przeciwko Polsce dotyczącą inwigilacji, jaką wnieśli aktywiści dwóch Fundacji – Helsińskiej i Panoptykonu, oraz dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie mec. Mikołaj Pietrzak. Wskazują, że mogą być inwigilowani bez jakiejkolwiek kontroli, bo w Polsce nie ma mechanizmu informowania osób niewinnych o tym, że były ofiarami działań służb, które w dodatku mogą być wykorzystywane w celach politycznych.
Miliony billingów
Na jaw wychodzą tylko głośne sprawy, jak użycie systemu Pegasus, którym miały być inwigilowane osoby publiczne, np. senator Krzysztof Brejza.
– Jednak inwigilacja w Polsce to przede wszystkim mniej spektakularne narzędzia, za to stosowane na ogromną skalę. W skardze wskazujemy, że ich ofiarą może być każdy: aktywiści, adwokaci, dziennikarze – mówi nam Wojciech Klicki, prawnik z Panoptykonu, współautor skargi (sygnowało ją pięć osób).
Czytaj więcej
Rząd Mateusza Morawieckiego nie chce współpracować z unijnymi instytucjami ws. Pegasusa i nielegalnych podsłuchów w Polsce, twierdzi delegacja PE.
Inwigilację – podsłuchy, sięganie do billinów i e-maili – może dziś prowadzić 12 służb, a ostatnio przybyły trzy (SOP, Biuro Nadzoru Wewnętrznego i Inspektorat Wewnętrzny Służby Więziennej). I robią to coraz częściej. W ostatnich pięciu latach liczba podsłuchów wzrosła o 20 proc., a pobranych billingów i lokalizacji o 60 proc. (do 1,85 mln w ub.r.).