A tak mała liczba kandydatów o czym może świadczyć?
Dostrzegam trzy przyczyny. Po pierwsze brak popularności tej instytucji wśród społeczeństwa. I obserwujemy to już na szczeblu sądów rejonowych, a co dopiero w SN. Druga sprawa to, według mnie, powaga instytucji Sądu Najwyższego. Być może niektórych sparaliżował strach. Wielu też pewnie pomyślało sobie, i słusznie, że do tego sądu potrzeba wyjątkowych kwalifikacji.
Jest jeszcze trzecia sprawa, być może kluczowa w dzisiejszych czasach. Po prostu nie ma chętnych, którzy swoją twarzą chcieliby firmować przeprowadzane zmiany, spodziewając się, że są one wprowadzane raczej w celu urządzania igrzysk i poszukiwania taniego poklasku. Zresztą zauważam, że fiasko wyborów ławników do SN jest podobne jak wyborów sędziów do nowej KRS. Chyba więc jest to milczący sprzeciw wobec podobnych rozwiązań systemowych.
Przysłuchiwał się pan przesłuchaniu kandydatów w senackiej komisji?
Nie, znam je z medialnych doniesień i fragmentów dostępnych w internecie. I to, co przeczytałem czy usłyszałem, nie napawa optymizmem. Niektórzy kandydaci dostosowali się do pomysłów legislacyjnych nie najwyższego poziomu. Przepraszam za mocne słowa, ale zasłyszałem je od jednego z wybitnych profesorów i zgadzam się z nimi całkowicie. Infantylizm rozwiązań prawnych jest wszechobecny, a przesłuchania kandydatów potwierdziły tylko, że zdominował on także wybory ławników do SN. To bolesne dla każdego sędziego, ale i chyba dla każdego obywatela, który patrzy na instytucje państwowe z należytym szacunkiem.
W pierwszej turze nie uda się wybrać kompletu ławników do SN. Co więc potem?