W ubiegłym tygodniu nie tylko opublikowano raport o nieprawidłowościach w prokuraturze, gdy ministrem sprawiedliwości był Zbigniew Ziobro. Nie tylko PKW i minister Domański wymieniali kolejne pisma w sprawie uchwały o dotacji dla PiS. Tematy te rozgrzewały prawniczą publicystykę, ale są też prawnicy, dla których istotniejszym wydarzeniem było opublikowanie założeń nowelizacji kodeksu pracy w sprawie mobbingu.
Zmiany przepisów o nękaniu w miejscu pracy są wyczekiwane od lat. Obecnie regulacje to prawdziwy potworek prawny, typowy przykład nieudanej legislacji. Mobbingowany pracownik musi udowodnić tyle nieostrych przesłanek, że w praktyce już na starcie sporu sądowego może czuć się przegrany (i rzeczywiście przegrywa przytłaczająca większość osób, które dochodzą roszczeń z tytułu nękania w pracy).
Czytaj więcej:
Rządowe założenia wywołują jednak ambiwalentne odczucia. Z jednej strony zakładają np. uproszczenie definicji mobbingu – co jest oczekiwane – ale z drugiej nowe przepisy mają wskazywać „na szereg cech mobbingu zarówno poprzez ich pozytywne, jak i negatywne zdefiniowanie”, czyli w innym miejscu będą jednak rozbudowane? Pojawiają się też w założeniach nie do końca jasne propozycje, jak np. „zdefiniowanie modelu racjonalnej ofiary” dla odróżnienia rzeczywistego nękania od zdarzeń jedynie tak postrzeganych (nieadekwatnie).
Kluczowe będą oczywiście dalsze prace legislacyjne. O tym, jak są ważne, przekonuje przykład ustawy o sygnalistach. Pracowano nad nią kilka lat, przedstawiono kilkanaście wersji projektu w tej sprawie, a i tak okazało się, że przez lukę w przepisach dane liczącego na poufność sygnalisty mogą poznać osoby nieuprawnione, o czym na łamach „Rzeczpospolitej” napisała Paulina Szewioła. Ostrożnie zatem, ustawodawco, bo nękani w pracy zasługują na skuteczną ochronę.