Sprawa kard. Gulbinowicza początkiem serii pytań

Kilka lat temu Kościół w Polsce miał szansę rozliczyć się z mroczną przeszłością. Nie zrobił tego. Skrzętnie ukrywane fakty teraz wychodzą na jaw. I mogą okazać się lawiną.

Aktualizacja: 27.07.2020 20:30 Publikacja: 27.07.2020 19:18

Sprawa kard. Gulbinowicza początkiem serii pytań

Foto: Adobe Stock

Kardynał Henryk Gulbinowicz, przez długie lata metropolita wrocławski (obecnie na emeryturze), uważany był za hierarchę z mocnym kręgosłupem. Przez całe lata 80. XX wieku widziano w nim osobę, która sprzyja Solidarności – to on pomógł ukryć słynne 80 milionów. Postrzegano go jako tego, który się z władzą nie bratał. Służby specjalne komunistycznego państwa miały na niego oko, rozpracowywały go i inwigilowały. To m.in. dlatego – już w wolnej Polsce – kardynał otrzymał status osoby poszkodowanej przez reżim, uhonorowano go także Orderem Orła Białego.

Teraz okazało się, że nie jest Gulbinowicz aż tak krystaliczną postacią. Badania prof. Rafała Łatki z Biura Badań Historycznych IPN, które przedstawił w artykule na łamach półrocznika historycznego „Glaukopis", rzucają cień na postać hierarchy. W latach 1969–1985 prowadził on różnorakie rozmowy z wysokimi funkcjonariuszami Departamentu IV MSW – komórki, której głównym celem była inwigilacja Kościoła oraz walka z nim.

Można byłoby obok tych informacji przejść obojętnie, bo przecież w tamtych czasach z SB spotykali się także inni biskupi, a kard. Stefan Wyszyński prowadził rozmowy z przedstawicielami władz. Tyle tylko, że te kontakty miały charakter oficjalny. Wiedziało o nich wiele osób. Tu mamy przypadek zgoła odmienny. Rektor seminarium w Olsztynie, potem administrator apostolski w Białymstoku i wreszcie metropolita wrocławski z funkcjonariuszami SB spotykał się w pełnej konspiracji i dbał o to, by nikt o tym nie wiedział.

W rozmowach poruszano różne tematy. Od problemów lokalowych seminariów, poprzez kwestię pozwoleń na budowę kościołów i kaplic, na ocenach działalności władz oraz opiniach o polityce Kościoła kończąc. I znów można byłoby machnąć ręką i powiedzieć, że dla szeroko rozumianego „dobra Kościoła" można się było spotykać. Sęk w tym, że nieco za długi język Gulbinowicza pozwalał władzom na budowanie strategii walki z Kościołem. Powiedzenie krytycznej opinii o tym czy tamtym biskupie, o tarciach w Episkopacie, o tym, że wielu hierarchów nie zgadza się z polityką prymasa Wyszyńskiego, było niczym innym, tylko dostarczaniem SB informacji potrzebnych do zwalczania Kościoła.

Dlaczego Gulbinowicz wybrał taką formę kontaktów? Profesor Łatka nie odpowiada w swojej publikacji wprost, ale można się domyślać, że stał za tym strach przed ujawnieniem opinii publicznej homoseksualnych skłonności duchownego, o których SB doskonale wiedziała. Ceną za milczenie była współpraca, choć niesformalizowana. Tu musi zrodzić się pytanie o charakter kontaktów ze służbami innych osób, które w różnym czasie były bliskie kardynałowi. Chociażby abp Sławoj Leszek Głódź, który pojawia się w raportach ze spotkań esbeków z Gulbinowiczem jako jego „zaufany". W latach 1983–1990, w czasach kiedy pracował w watykańskiej Kongregacji ds. Kościołów Wschodnich, spotykał się z funkcjonariuszem Zarządu II Sztabu Generalnego WP, a wywiad traktował go jako „nieświadomego informatora" (historię tych kontaktów opisywaliśmy w „Rz" w czerwcu 2018 r.). Czy jego zgoda na spotkania z oficerem wywiadu wynikała z chęci dbania o wizerunek tego, dzięki któremu znalazł się w Rzymie? A może i na niego SB coś miała? Inny bliski współpracownik Gulbinowicza ks. Edward Janiak (obecnie zawieszony biskup kaliski) w kwietniu 1983 r., po tym jak przyłapano go na nielegalnym kupowaniu dolarów od cinkciarza, dostał zastrzeżenie wyjazdów za granicę (informacje te można znaleźć w aktach paszportowych przechowywanych w IPN we Wrocławiu). W lipcu tego samego roku zastrzeżenie zdjęto. Oficjalnie umorzono postępowanie. Czy za tak szybkim załatwieniem sprawy kryło się coś więcej? Szczątkowo zachowane materiały nie pozwalają na odpowiedź, ale wątpliwości nie brak.

Nie byłoby ich, gdyby Kościół przed laty zdecydował się na rzetelną lustrację. Nie zrobił tego w obawie przed utratą autorytetu. Teraz tamte zaniedbania będą mu jeszcze długo odbijać się czkawką – także w kwestiach dotyczących pedofilii. Bo trudno jest tych spraw ze sobą nie wiązać.

Kardynał Henryk Gulbinowicz, przez długie lata metropolita wrocławski (obecnie na emeryturze), uważany był za hierarchę z mocnym kręgosłupem. Przez całe lata 80. XX wieku widziano w nim osobę, która sprzyja Solidarności – to on pomógł ukryć słynne 80 milionów. Postrzegano go jako tego, który się z władzą nie bratał. Służby specjalne komunistycznego państwa miały na niego oko, rozpracowywały go i inwigilowały. To m.in. dlatego – już w wolnej Polsce – kardynał otrzymał status osoby poszkodowanej przez reżim, uhonorowano go także Orderem Orła Białego.

Pozostało 86% artykułu
Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki