Andrzej Chyra: Ostro aż do krwi

Andrzej Chyra mówi o najnowszym spektaklu Krzysztofa Warlikowskiego „Odyseja. Historia dla Hollywoodu". Premiera w stołecznym Nowym 4 czerwca.

Aktualizacja: 29.05.2021 20:39 Publikacja: 27.05.2021 18:14

Andrzej Chyra: Ostro aż do krwi

Foto: materiały prasowe

W roli Odysa w najnowszym spektaklu Krzysztofa Warlikowskiego miał wystąpić Zygmunt Malanowicz, miała to być pożegnalna rola aktora, który debiutował w „Nożu w wodzie”. Koronawirus pokrzyżował plany. Co się działo po jego śmierci?

Wszystko stało się nieoczekiwanie. Wyglądało, że Zygmunt ma się lepiej. Dziwnym zrządzeniem losu Stanisław Brudny został wcześniej poproszony, żeby przygotował dublurę roli Zygmunta na czas prób i wewnętrzną premierę. Dzięki temu sytuacja z perspektywy spektaklu była do opanowania, w innym przypadku trudno byłoby szukać następcy. Tymczasem Stanisław wszedł do pracy równolegle, tworzył autonomiczną rolę, z tym, co on sam ze sobą niesie…

Przypomnijmy, że w latach 70 i 80 był aktorem Józefa Szajny w warszawskim Studio, a potem Jerzego Grzegorzewskiego. Dziś ma 90 lat.

Tak. Nie zdążyłem zobaczyć wszystkich scen, jakie Zygmunt próbował, bo w różnych fazach pracowaliśmy w w osobnych grupach. To tak jak z przedstawieniami, na które się wybierałem. Nagle okazuje się, że ich nie ma. Pozostają powidoki zbudowane na tym, co widziałem, ale i na przypuszczeniach. A Zygmunt jakby nagle się zdematerializował. Przecież był z nami, uczestniczył z nami w budowaniu fikcji, a teraz realnie bardzo go nam brakuje.

Kim był w waszej teatralnej rodzinie Warlikowskiego, która powstawała latami?

Zygmunt był człowiekiem, który miał silne działanie tonizujące. Reagował na spokojnie i dopiero w ostateczności, nie odzywał się na próżno. Jego doświadczenia i obserwacje były nieocenione. A zupełnie wyjątkowe było to, że jego osobowość aktorska była nieoczywista. To był aktor poza emploi, prawdziwy outsider, którym pozostał do 83 roku życia. Kimś kto nie działa w zgodzie z ogólnie przyjętym kanonem. Wystarczy przypomnieć sobie jego role w „Francuzach”, „Kabarecie warszawskim”, „Wyjeżdżamy”. Bo na tej liście Odysa już zabrakło. Nowy spektakl jest poświęcony pamięci Zygmunta.

Tekstów, na podstawie których powstał scenariusz, jest wiele. Poza Homerem to „Elisabeth Costello” Coetzeego, „Ryszard III” Szekspira, „Skóra” Malapartego, „Dawni mistrzowie” Bernharda, a przede wszystkim „Król Kier na wylocie” i „Powieść dla Hollywood” Hanny Krall. Jaką tworzą mozaikę?

Bardzo szybko zapomina się o pochodzeniu tych tekstów. Stanowią kilka przeplatających się narracji, niektóre są obecne tylko w pojedynczych scenach, ale stapiają się w całość i nie ujawniają jako samodzielne części. Patrząc z innej perspektywy: ten spektakl to wiele atrakcyjnych scen, pomieszanych tak, jak zwykle pomieszane są racje w spektaklach Krzyśka, który prezentuje argumenty dwóch stron, jednak nie rozstrzyga, kto ma rację. Prowokuje do myślenia. Spóźniej refleksji. Widz musi sam wszystko rozstrzygnąć, odpowiedzieć na pytanie, po czyjej jest stronie. I w ogóle, czy można stanąć po jednej tylko stronie.

A pana rola?

Gram w scenie rozmowy Martina Heideggera i Hannah Arendt. To jest Heidegger po przegranej wojnie. Ustawia się w pozycji instrumentu, który jest poddany działaniu życia. On sam jest eksperymentem. Dokonuje samoobserwacji. Poszedł za ideologią nazistowską, potem z tego zrezygnował, życie postawiło go na właściwe miejsce, czyli filozofa, a nie ideologa, działacza. Na tym tle w spektaklu padają hasła, nad którymi
 warto się zastanowić. Jak choćby to, o czym mówi Claude Lanzmann, reżyser „Shoah”, że „Holocaust się nie skończył”. To jedno z twierdzeń, które podrzuca nam ten sceniczny poemat. A ja myślę: „Prawda? Nieprawda?”.

Przypomina się „(A)Pollonia” Warlikowskiego, również na motywach Krall. Syn uratowanej  z Holocaustu staje się uczestnikiem brutalnej antypaleństyńskiej wojny, czego pokazanie w Izrealu wzbudziło kontrowersje. Teraz mamy kolejny rozdział izraelsko-palestyńskiej wojny.

Warlikowski pokazuje takie fobie jak antysemityzm czy homofobia, które, wydawało się, są dawno pogrzebane, tymczasem te demony odchodzą tylko na chwilę, by zmutować i wrócić, co uzmysławiają „Anioły w Ameryce”. Koło 2015 r. wydawało się, że sprawa homofobii jest zamknięta, tymczasem okazało się, że wraca. To  jest podnaczasowa aktualność Warlikowskiego. Takie są też reakcje i zachowania ludzi.

„Kabaret warszawski” też był oceniany jako przejaw antyprawicowej histerii, tymczasem wiele diagnoz, niestety, okazało się słusznych.

Podobnie było z „Bachantkami”, które zapowiadały szaleństwo wywołane przez fanatyzm religijny ze Wschodu tuż przed atakami na World Trade Center.

Warlikowski często kamufluje w wywiadach przed premierą sens spektakli. Co mówił wam, swoim aktorom. Pan podobno część prób prowadził zamiast niego...

To przesada. Dyskutowałem z nim tylko na temat pewnych rozwiązań… Krzysiek nie ma zresztą w zwyczaju wygłaszania credo. Na pewno zależało mu na zadaniu palących go pytań. Sensy rodzą się pomiędzy scenami. Zaczynają się wykluwać, bo maksymalnie penetrujemy obszar, na jakim pracujemy. Aktorzy poruszają się w świecie swoich scen na własną rękę. One nie są różne pod względem formalnym, tylko krajobrazowym. Dużo dzieje się w tych światach, są bardzo intensywne. Tak wygląda rozmowa moderowana przez Krzysztofa.

A jaki jest Odys?

Jest bohaterem w dosłownym znaczeniu, ale też motywem wędrowania, zmiany. W mojej scenie Hannah Arendt wraca do powojennych Niemiec. Dochodzi do spotkania z Heideggerem w jego chacie w Schwarzwaldzie, które do dziś pozostaje zagadką. Pokazujemy naszą wersję dwóch postaw wobec nazizmu, ale też portret ludzi, których łączyła emocjonalna więź. Można powiedzieć, że nie jest to powrót Odysa do Penelopy, bo przecież nasi bohaterowie byli kiedyś w związku. Można też powiedzieć, że w ten sposób rozumiany Odys pojawia się w różnych wątkach, które zaplatają się jak warkocz. Ale też odbijają się jak w
 lustrze. Krzysztof  programowo umieszcza stereotypy w takich kontekstach i sytuacjach, żeby spojrzeć na nie świeżym okirem, odkryć ich niewidoczne normalnie strony. Gier, które prowadzi to przedstawienie jest wiele. Ci, którzy znają teatr Krzysztofa nie będą zawiedzeni.

A jest związek pomiędzy męskim motywem Odysa, który wraca do Penelopy, po tym jak zdradził ją z Kirke i Kalypso, a motywem bohaterki Krall – Izoldy Regensberg, która pod aryjskim przykryciem całą wojnę walczyła o uratowanie swego męża z obozu, ale nie mogła liczyć na jego wierność?

Rzeczywiście na początku spektaklu Odys swoją opowieścią o tym, co mu się przydarzyło, temu nie zaprzecza.. Mówi o swoich przygodach w sposób bezrefleksyjny, bezpardonowy. Jednak specyfika spektakli Krzysztofa polega na tym, że wątki są rozpoczętę, ale nie zawsze prowadzą do wyraźnej pointy.

Jak pokazana jest bohaterka Krall?

W zależności od sekwencji czasowej grają ją Maja Ostaszewska i Ewa Dałkowska.

Czy pojawia się Krzysztof Kieślowski, którego Kral poprosiła o napisanie scenariusza o życiu Regensberg?

Nie, ale w pewnym momencie producent mówi z pretensją: „Mieliśmy zrobić Odyseję!”, zaś Roman Polański odpowiada: „To jest ta Odyseja”. Pojawia się też Marek Hłasko i Sophia Loren. Wiele postaci w drodze, którymi wyobrażeniami Krzysztof operuje. Niektórzy koledzy grają więcej postaci. Niektóre z nich łączą się, by zobaczyć jednego z bohaterów w skórze innego. Takie rozmazywanie rzeczywistości przypominami malarstwo Gerharda Richtera, które zamiast realistycznego konkretu pokazuje w rozmazaniu to, co się z głównym motywem dzieje. Analogicznie: zderzenie ostro wypowiadanych poglądów daje w rezultacie sytuację, którą można widzieć w nieostry sposób. Albo ostry aż do krwi.

Dla mężczyzn Odys i Odyseja to znaczący motyw. A dla pana?

Nie mam w życiu epizodu wielkiego powrotu. Ale jeżeli Odys ma być dla mnie odniesieniem - jestem Odysem ciągle w podróży.

Jak wpłynęła na was pandemia?

Wydaje się, że została oswojona, a przecież żyjemy z ukrytym napięciem, które jest podtrzymywane przez to, co się dzieje w Polsce. Obyśmy nie wyszli z tego pokiereszowani, bo obserwuję objawy agresji i frustracji. Jeszcze nie wiemy, co z tego wyniknie.

 

 

 

 

Publicystyka
Barbara Wołk: Nie można mówić o bezpieczeństwie, nie uwzględniając bezpieczeństwa żywnościowego
Publicystyka
Daria Chibner: Dofinansowanie czasopism jak za PiS. Nic się nie zmienia, nagrodzono swoich
Publicystyka
Jan Zielonka: Prezydent moich marzeń. Jak pogodzić realizm z idealizmem?
Publicystyka
Artur Bartkiewicz: Dlaczego Rafał Trzaskowski chce być dziś jak Donald Trump
Publicystyka
Bartosz Cichocki: Po likwidacji USAID podnieśmy na Ukrainie porzuconą przez Amerykanów pałeczkę