I oto całkiem niespodziewanie położono mnie na tzw. chirurgii miękkiej z niegroźnie na pozór wyglądającym guzem. /.../. „Umówiono mnie na spotkanie z lekarzem, ten zbadał skrupulatnie schorzenie, wezwał na konsultację kolegę, potem zaś skierował na oddział z zapowiedzą operacji w ciągu najbliższej godziny. Był uprzejmy i życzliwy - podobnie jak recepcjonistka, szatniarz, salowa, pielęgniarka i siostry z oddziału operacyjnego. Myślałem, że trafiłem na wyjątkową zmianę, ale nie - kolejne okazywały się równie sympatyczne. Nie brakowało też lekarstw, zastrzyków, opatrunków, zmian pościeli. Operacja, jak operacja; nic przyjemnego ani przed, ani w trakcie, ani po. /.../ Nie dostałem separatki, tylko łóżko na korytarzu przed łazienką. Ale przypadek był nagły, a korytarz jest czysty. Poza tym informuję nad ranem pacjentki, która jest pierwsza w kolejce pod prysznic". Zakończył pytaniem: „Komu dziś zależy, aby kłopoty ze zdrowiem przedstawiać jako nieodwracalną zapaść?
Wybór z książki Macieja Kledzika Rzecz o „Rzeczpospolitej" i przygotowywanego drugiego jej wydania