Marek Migalski: Pawłowi Kukizowi zabrakło totalności

Polityk, który miał duże poparcie, kończy jako przystawka na talerzu PiS.

Publikacja: 21.06.2023 03:00

Paweł Kukiz

Paweł Kukiz

Foto: Fotorzepa, Jakub Czermiński

Jest tylko kwestią dni, może tygodni, gdy ogłoszony zostanie start Pawła Kukiza z list PiS. Jest coś ambarasującego w oglądaniu człowieka co rusz bez pamięci zakochującego się politycznie w kolejnych liderach partyjnych – przed laty był to Donald Tusk, nie tak dawno Władysław Kosiniak-Kamysz, a teraz Jarosław Kaczyński. I choć Kukiz tłumaczy to czystym pragmatyzmem, to przecież widać, że jest w tym coś żenująco szczerego z jego strony. Dla politologa to zachowanie jest abominacyjne, bo wskazuje, że poważny niby i dojrzały mężczyzna nie potrafi oddzielić emocji od interesów, strategii od taktyki, słów od hołdów.

Czego nie widać

A wszystko to w imię swojej idee fixe, czyli odpartyjnienia państwa. Tak były rockman tłumaczy swoje sojusze z kolejnymi zakorzenionymi w polskim systemie formacjami walką z owym systemem i z owymi partiami. Jakby nie widział, że coś tu nie gra, że słychać tylko fałszywe tony, że ktoś tu kogoś oszukuje. Jest coś dziecinnego (lub całkowicie cynicznego) w deklarowanej wierze Pawła Kukiza w to, że wprowadzenie w Polsce ordynacji większościowej spowoduje zniknięcie dużej części naszych problemów oraz ograniczenie wpływu partii politycznych. Uczeń pierwszej klasy liceum potrafiłby wskazać, że w amerykańskim czy brytyjskim systemie partyjnym na palcach jednej ręki można policzyć deputowanych, którzy swoje mandaty nie zawdzięczają dużym partiom, a Stany Zjednoczone i Wielka Brytania mają podobne problemy społeczne jak my. Jednak nie potrafi tego dostrzec sześćdziesięcioletni mężczyzna.

Czytaj więcej

Kukiz wystartuje z list PiS? "Czekam na pismo z podpisem Kaczyńskiego"

Ale ten tekst nie ma być poświęcony charakterologicznym lub umysłowym ograniczeniom byłego frontmena „Piersi”. Jego główna teza brzmi następująco: „partie trzecie”, jeśli mają przetrwać, muszą być w opozycji totalnej do rządzących, bez względu na to, jak blisko im do nich ideologicznie. Jakakolwiek współpraca z władzą niszczy tego typy formacje.

Paliwo Konfederacji

Nie przestrzegały tej zasady Samoobrona czy LPR i dlatego szybko zniknęły. Nie rozumiał tego Janusz Palikot i z tego powodu (choć nie tylko) jego formacja okazała się efemerydą. I nie pojmują tej reguły liderzy Razem. To, co łączy Kukiza i Zandberga, to dołowanie w sondażach oraz niejasny stosunek do rządzących. Pewnie obaj panowie obrażą się za porównanie ich do siebie, ale właśnie meandrowanie wobec polityki PiS, zauważanie w niej zarówno elementów pozytywnych, jak i negatywnych czyni ich do siebie podobnymi.

Odwrotnym przykładem jest Konfederacja – postawię tezę, że jej przetrwanie oraz ostatnie wzrosty popularności są w dużej mierze skutkiem stanowczego odróżniania się od Zjednoczonej Prawicy. Dopóki w świadomości społecznej formacja ta była jedynie bardziej radykalną odmianą PiS, jej notowania stały na niskim poziomie. Dopiero przejście na pozycje opozycji totalnej, zaprzeczanie możliwości stworzenia koalicji z Kaczyńskim czy wspólnego komitetu wyborczego z Ziobrą dało ugrupowaniu Mentzena i Bosaka dodatkowe procenty poparcia. Nie byłoby tego efektu (albo mówiąc bardziej precyzyjnie – byłby mniejszy), gdyby nie zrozumienie zasady odróżniania się od władzy.

Kukiz nie rozumie politycznych mechanizmów 

Skończenie Kukiza na listach PiS jest skutkiem wielu czynników – przede wszystkim jego infantylności emocjonalnej i intelektualnej oraz nietrafnego rozpoznania prawdziwych problemów ludzi (nie należy do nich powołanie sędziów pokoju). Swoją rolę odegrały pewnie także inne czynniki – niewłaściwy dobór ludzi, błędy w kierowaniu ugrupowaniem, itp. Ale być może główną przyczyną tego, że polityk, któremu osiem lat temu zaufało ponad 20 proc. wyborców, kończy jako nic nieznacząca przystawka na talerzu prezesa PiS, jest brak zrozumienia podstawowego mechanizmu, który powinien kierować działaniami „partii trzecich” – trwania w totalnej opozycji wobec władzy.

Czytaj więcej

Sondaż: PiS w koalicji z Kukiz'15 daleko od większości. Brakuje 40 mandatów

To przykazanie dotyczy także głównych ugrupowań opozycyjnych, o czym pisałem wielokrotnie – to przecież totalna opozycja SLD wobec AWS dała władzę Leszkowi Millerowi. Tak jak potem ten sam rodzaj opozycyjności wobec Millera dał zwycięstwo Kaczyńskiemu, a dwa lata później Tuskowi. W 2015 roku totalność atakowania władzy PO na powrót przywróciła rządy PiS, a dziś przynosi perspektywę zwycięstwa KO.

Jeśli duże ugrupowania muszą przestrzegać tej zasady, to tym bardziej czynić to powinny mniejsze. Degradacja polityczna Pawła Kukiza jest tego najlepszym przykładem.

Autor jest politologiem, prof. UŚ

Jest tylko kwestią dni, może tygodni, gdy ogłoszony zostanie start Pawła Kukiza z list PiS. Jest coś ambarasującego w oglądaniu człowieka co rusz bez pamięci zakochującego się politycznie w kolejnych liderach partyjnych – przed laty był to Donald Tusk, nie tak dawno Władysław Kosiniak-Kamysz, a teraz Jarosław Kaczyński. I choć Kukiz tłumaczy to czystym pragmatyzmem, to przecież widać, że jest w tym coś żenująco szczerego z jego strony. Dla politologa to zachowanie jest abominacyjne, bo wskazuje, że poważny niby i dojrzały mężczyzna nie potrafi oddzielić emocji od interesów, strategii od taktyki, słów od hołdów.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Szymon Hołownia odda partię Katarzynie Pełczyńskiej-Nałęcz. Czy Polska 2050 przetrwa?
Publicystyka
Jerzy Surdykowski: Klęska, zdrada, sukces? Co ma być polską narracją?
Publicystyka
Joanna Ćwiek-Świdecka: Nowy rok szkolny, stare problemy z kadrą nauczycielską
Publicystyka
Stefan Szczepłek: Wojtek Szczęsny przerósł ojca
Materiał Promocyjny
Aż 7,2% na koncie oszczędnościowym w Citi Handlowy
Publicystyka
Wynik wyborów w USA dotyczy nas wszystkich. Harris i Trump mają inne podejście do świata
Materiał Promocyjny
Najpopularniejszy model hiszpańskiej marki