Okazało się, że Jarosław Kaczyński, przedstawiany zazwyczaj jako człowiek, który świata nie zna i nie rozumie, jest partnerem do rozmów w sprawach najważniejszych, czyli o ratowaniu Unii Europejskiej. Opozycja zaś, dotychczas światowa, woli walczyć o sprzedaż polskich buraków cukrowych. Jako syn dwojga inżynierów przemysłu cukrowniczego doskonale rozumiem tę troskę, ale gdy Europa się wali, trzeba przede wszystkim ustalić, kto i w jakim zakresie chce wraz z Niemcami ją ratować.
Sądząc po głosach dochodzących z Berlina, kanclerz Merkel dowiedziała się od Kaczyńskiego tego, po co przyjechała. Dostała precyzyjny obraz polskiej wizji przyszłej, ocalonej Unii, w kilku istotnych punktach niezgodny z obrazem niemieckim. I ustaliła z Kaczyńskim, co można zrobić, by te niezgodności nie popsuły stosunków polsko-niemieckich.
Przy okazji wyszło na jaw, że nie było to pierwsze spotkanie szefowej rządu Niemiec i niepełniącego żadnej funkcji rządowej lidera PiS. Do poprzedniego doszło w lecie zeszłego roku, gdzieś pod Berlinem.
Dowodzi to, że Merkel i Kaczyński są skłonni do negocjacji w najtrudniejszych kwestiach, mimo że rozgorączkowanym wyborcom w obu krajach może się to nie podobać.
Wtorkowe spotkanie w Warszawie miało być tajne. Mimo to wciąż wyciekają różne informacje na jego temat. Uczestniczący w spotkaniu Ryszard Legutko powiedział portalowi wPolityce.pl, że Merkel usłyszała, iż w sprawie Donalda Tuska „toczą się różne postępowania”, poza tym nie poprosił on polskiego rządu o wsparcie kandydatury na drugą kadencję szefa Rady Europejskiej, „więc nie ma podstaw, żeby ją wesprzeć”. Legutko zapomniał o sprawach strategicznych i wygłosił tezy skierowane do twardego elektoratu PiS.