Tomasz Kubin: O przyjęciu euro w Polsce, czyli o wyższości polityki nad prawem i gospodarką

Polska powinna dążyć do spełnienia kryteriów konwergencji i przyjęcia euro. Ale górę bierze polityka: jak tutaj podejmować działania wyraźnie wbrew opinii publicznej, które na dodatek mogłyby być społecznie dotkliwe, a na końcu i tak spełzłyby na niczym ze względu na niemożność zmiany konstytucji?

Publikacja: 09.01.2025 05:07

Tomasz Kubin: O przyjęciu euro w Polsce, czyli o wyższości polityki nad prawem i gospodarką

Foto: Adobe Stock

Tradycyjnie u progu nowego roku „Rzeczpospolita” próbuje ożywić dyskusję na temat przyjęcia przez Polskę euro. W czasie rządów PiS usiłowania te mogły dotyczyć właśnie co najwyżej tylko debaty. Ze względu na zdecydowaną niechęć do euro polityków PiS (oczywiście niedotyczącą np. otrzymywanych uposażeń albo przechowywania w tej walucie oszczędności) realnych szans na przystąpienie Polski do strefy euro nie było. Przejęcie władzy przez partie znacznie bardziej proeuropejskie teoretycznie powinno oznaczać w tej sprawie jakąś zauważalną zmianę. Ale w praktyce realizm polityczny podpowiada, że w takich uwarunkowaniach politycznych jak obecnie w Polsce sprawy zastąpienia złotego przez euro nie ma sensu podejmować. Powody są co najmniej trzy.

Podpisując i ratyfikując traktat akcesyjny do UE, Polska została członkiem unii gospodarczej i walutowej (UGiW) objętym derogacją – nie mamy podstaw prawnych do trwałego pozostawania poza strefą euro (tak jak to jest w przypadku Danii i było, do wyjścia z UE, Zjednoczonego Królestwa). Czyli zobowiązaliśmy się do tego, aby spełnić kryteria konwergencji i przyjąć euro. Kiedy? Tego nie przesądza żaden akt prawny UE. Ale dopóki nie spełnimy warunków zbieżności, to do strefy euro nie zostaniemy przyjęci.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Domagamy się dezideologizacji kwestii euro

Trzy powody, dla których nie ma sensu podejmować sprawy zastąpienia złotego przez euro

Pierwszy ze wspomnianych powodów jest następujący: aby Polska mogła przyjąć euro, konieczne jest wprowadzenie zmian w prawie, w tym przede wszystkim w Konstytucji RP. Chodzi m.in. o art. 227.1, zgodnie z którym wyłączne prawo emisji pieniądza oraz ustalania i realizowania polityki pieniężnej przysługuje NBP, który odpowiada także za wartość polskiego pieniądza. W strefie euro politykę pieniężną prowadzi oczywiście Europejski Bank Centralny, który ma także wyłączne prawo do upoważniania do emisji banknotów euro.

Aby zmienić konstytucję, potrzebne są dwie trzecie głosów w Sejmie w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów oraz bezwzględna większość w Senacie (także w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby senatorów). Takiej większości, gotowej utorować drogę Polski do strefy euro, nie ma w obecnym Sejmie. I jeśli nie dojdzie do jakiejś radykalnej zmiany układu sił politycznych, nie będzie w następnym. Zatem już tylko problem zmiany konstytucji odsuwa perspektywę zastąpienia złotego przez euro na długie lata. Dodatkowo, przychylność przy przyjmowaniu koniecznych ustaw osoby sprawującej urząd prezydenta (jak wiemy, różnie z tym bywa…) oraz dobra współpraca z prezesem NBP także byłaby wskazana. A Adam Glapiński, którego kadencja kończy się w roku 2028, wielokrotnie deklarował się jako przeciwnik wprowadzania w Polsce euro

Drugi powód dotyczy kryteriów konwergencji. To, czy je spełniamy, zależy także od tego, jak wygląda sytuacja z inflacją i stopami procentowymi w innych państwach UE. Ale chyba największy problem będziemy mieć z deficytem sektora finansów publicznych. Od 2022 r. przekracza on dopuszczalny poziom 3 proc. PKB i zgodnie z Wieloletnim Planem Finansów Państwa na lata 2024–2027 pozostanie powyżej tego poziomu co najmniej do roku 2027. Oczywiście można byłoby ten deficyt zredukować poniżej 3 proc. PKB szybciej, ale tutaj znów pojawia się polityka. W warunkach ostrej polaryzacji politycznej i niemal permanentnej kampanii wyborczej ograniczanie wydatków nie jest łatwe. Tym bardziej gdy trzeba finansować długą listę bardzo drogich i koniecznych przedsięwzięć inwestycyjnych (np. modernizacja sił zbrojnych, transformacja energetyczna, rozwój infrastruktury), a rywale polityczni wykorzystują każdą próbę już nawet nie redukcji, lecz zmniejszenia tempa wzrostu wydatków socjalnych czy podwyżek pensji i świadczeń dla różnych grup społecznych. A w tyle głowy politycznych decydentów cały czas kołacze się pytanie, po co i w imię czego ryzykować, skoro do strefy euro i tak nie wejdziemy: bo nie ma większości do zmiany konstytucji, a w ogóle to nie chcą tego ludzie.  

Polska w swoim specyficznym, politycznym podejściu do przyjęcia euro nie jest wyjątkiem, a szczególnie ciekawy przypadek stanowi Szwecja

I to jest właśnie trzeci powód. Nastawienie opinii publicznej do przyjęcia euro w Polsce jest wyraźnie negatywne. Wyraźna przewaga przeciwników zastąpienia złotego przez euro utrzymuje się od kryzysu gospodarczego i zadłużeniowego sprzed kilkunastu lat. Chociaż wspólna waluta miała tutaj wpływ co najwyżej pośredni i była tylko jedną – i raczej nie najważniejszą – z przyczyn tego kryzysu w kilku państwach, to niechęci do przyjęcia przez Polskę euro nie udało się później zmienić. Co więcej, była ona wzmacniana przez polityków PiS po dojściu do władzy w 2015 r., dla których stała się – jak i w ogóle niechęć do pogłębiania integracji w UE – jednym z ważniejszych elementów programu i mobilizowania opinii publicznej.

Przyjęcie euro: koniec końców górę bierze polityka

Biorąc pod uwagę zobowiązania prawne, Polska powinna dążyć do spełnienia kryteriów konwergencji i przyjęcia euro. Spełnienie tych kryteriów byłoby samo w sobie korzystne dla gospodarki – dobrze jest mieć niskie: inflację, stopy procentowe, dług publiczny i deficyt finansów publicznych (albo oczywiście w ogóle go nie mieć); oraz stabilny kurs walutowy. Ale górę bierze polityka: jak tutaj podejmować działania wyraźnie wbrew opinii publicznej, które na dodatek mogłyby być społecznie dotkliwe (co na pewno wykorzystałaby opozycja), a na końcu i tak spełzłyby na niczym ze względu na niemożność zmiany konstytucji?

Czytaj więcej

Litewskie euro ma 10 lat. Więcej plusów niż minusów

A na koniec ciekawostka. Polska w swoim specyficznym, politycznym podejściu do przyjęcia euro nie jest wyjątkiem, a szczególnie ciekawy przypadek stanowi Szwecja. Państwo to, negocjując warunki akcesji do UE (od 1995 r.), nie domagało się żadnych trwałych wyłączeń, jeśli chodzi o członkostwo w unii walutowej, i ich nie ma. Na dodatek pod względem gospodarczym Szwecja nadaje się do UGiW znacznie lepiej niż większość państw, które do niej należą. Od jej początku spełniała wszystkie kryteria ekonomiczne, ale nie wywiązywała się z tych zobowiązań, które są de facto decyzją polityczną (włączenie korony do ERM II oraz dostosowanie regulacji prawnych dotyczących banku centralnego). Ale już po akcesji do UE, w głównej mierze właśnie ze względu na uwarunkowania polityczne, kolejne szwedzkie rządy nie zdecydowały się na to, aby spełnić także kryteria „polityczne” i przyjąć euro. Najważniejszy czynnik to nastawienie opinii publicznej – w 2003 r. w Szwecji zostało nawet przeprowadzone w sprawie przystąpienia do strefy euro referendum, w którym 55,9 proc. obywateli opowiedziało się przeciwko. Zrobić referendum Szwedom oczywiście ani nikt nie nakazał ani nikt nie mógł zabronić, o czym warto pamiętać także w kontekście Polski.

Wydaje się, że polityka władz Szwecji w sprawie przystąpienia do strefy euro jest bardzo wątpliwa z punktu widzenia zasady lojalnej współpracy w UE. Sprawdzić to mogłaby Komisja Europejska, skarżąc Szwecję do TSUE i pokazując w ten sposób, że wszystkie przyjęte zobowiązania prawne w UE traktowane są poważnie. Ale Komisja tego nie robi. Celowe niespełnianie wszystkich kryteriów konwergencji jest więc skutecznym sposobem na to, aby pozostawać poza strefą euro, nie mając do tego podstaw prawnych. Zatem i tutaj polityka bierze górę nad literą prawa…

Autor

Tomasz Kubin

Politolog, profesor Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach

Tradycyjnie u progu nowego roku „Rzeczpospolita” próbuje ożywić dyskusję na temat przyjęcia przez Polskę euro. W czasie rządów PiS usiłowania te mogły dotyczyć właśnie co najwyżej tylko debaty. Ze względu na zdecydowaną niechęć do euro polityków PiS (oczywiście niedotyczącą np. otrzymywanych uposażeń albo przechowywania w tej walucie oszczędności) realnych szans na przystąpienie Polski do strefy euro nie było. Przejęcie władzy przez partie znacznie bardziej proeuropejskie teoretycznie powinno oznaczać w tej sprawie jakąś zauważalną zmianę. Ale w praktyce realizm polityczny podpowiada, że w takich uwarunkowaniach politycznych jak obecnie w Polsce sprawy zastąpienia złotego przez euro nie ma sensu podejmować. Powody są co najmniej trzy.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Karol Nawrocki zrzuca dres i wchodzi na terytorium Konfederacji
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Elvis Presley – gdyby żył, miałby 90 lat. Był metaforą Ameryki
Publicystyka
Marek Migalski: Belweder wart jest mszy. Rafał Trzaskowski nie może być wrogiem religii
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Dlaczego Andrzej Duda nie odpowiedział Donaldowi Tuskowi na zaproszenie?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=78448410;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Karol Nawrocki – król rolników