Z tych przepisów wynika, że minister zdrowia nie może po prostu „puścić na żywioł" walczących o publiczne pieniądze placówek. Nie powinien też zmniejszać ich liczby, bo dostęp to nie tylko kwestia ceny, ale i możliwość dotarcia pacjenta. Ogłoszona we wtorek lista szpitali, które decyzją władz znalazły się w sieci, wyeliminuje z systemu stabilnego państwowego finansowania nawet 10 proc. szpitali. Wprowadzając ryczałt dla tych, którzy w sieci są, czyli gwarantując im pieniądze bez konkursów, resort skazuje resztę na wyginięcie. I choć wiceminister Marek Tombarkiewicz zapewnia, że pozostawieni mogą się starać o pieniądze w konkursach ogłaszanych przez oddziały NFZ, to od razu dodaje, że konkursy przeprowadzane będą tylko „w zależności od potrzeb w danym województwie". Co w takim razie stanie się z placówką bez ryczałtu? Upadnie albo zacznie leczyć za pieniądze wysupływane przez pacjentów z własnych kieszeni.