Polscy zakonnicy przybyli do Peru pod koniec 1988 roku i byli jednymi z pierwszych polskich misjonarzy, którzy tam pojechali. Nie znali języka, nauczyli się go dopiero w Limie. Potem wysłano ich do leżącej głęboko w Andach wsi, gdzie miała zacząć się ich misja.
„Trzeciego stycznia 1989 r. po raz pierwszy udaliśmy się do Pariacoto. Czekaliśmy z utęsknieniem na tę chwilę. Nasze marzenia, wyobrażenia, wizje stawały się bardzo szybko realnością. To, co wcześniej było snem, teraz – w skwarze słońca, w lekkim powiewie wiatru i majestatycznym krajobrazie szczytów górskich – stawało się rzeczywistością" – wspominał inny misjonarz z tej samej grupy o. Jarosław Wysoczański.
Zakonnicy zostali przyjęci bardzo ciepło przez mieszkańców peruwiańskiej prowincji. Docierali do najodleglejszych wiosek, gdzie ludzie od dawna nie mieli kontaktu z Kościołem. Zadbali też o rozwój materialny okolic. Budowali instalacje wodne, zapewniali wioskom prowizoryczne zasilanie.
8 sierpnia 1991 roku do Pariacoto wpadli zamaskowani terroryści ze Świetlistego Szlaku – komunistycznej (maoistowskiej) bojówki siejącej postrach w całym kraju. Od razu zażądali spotkania z misjonarzami. Kiedy wieść o tym dotarła do ojców Zbigniewa i Michała, ci, do końca wypełniając swoje obowiązki, odprawili mszę świętą. Potem nie stawiali oporu. Zostali związani, wsadzeni do samochodu, wywiezieni i zamordowani.
Na ich ciałach mordercy zostawili kartki z napisem „Niech żyje wojna ludowa! Taki los spotka wszystkich sługusów imperializmu!". Kiedy zwłoki zakonników wracały do Pariacoto, tłumy mieszkańców witały je kwiatami.