W środę odbyło się przesłuchanie ostatnich sześciorga kandydatów na unijnych komisarzy. Zielone światło dla tej grupy oznaczałoby, że nowa Komisja Europejska może rozpocząć urzędowanie 1 grudnia. Ale eurodeputowani poczuli jednak, że ten proces nie może przebiegać zbyt gładko i doszło do politycznego klinczu między grupami politycznymi, który grozi rozbiciem proeuropejskiej koalicji.
Europejska Partia Ludowa, do której należą też KO i PSL, ostatnio lubi się dogadywać ze skrajną prawicą, co nie podoba się bardziej ortodoksyjnym socjalistom i liberałom
Tej samej, która w lipcu wyniosła do władzy po raz drugi Ursulę von der Leyen. W jej skład wchodzą chadecy, socjaliści i liberałowie. Ale ci pierwsi, czyli Europejska Partia Ludowa, do której należą też KO i PSL, ostatnio lubią się dogadywać ze skrajną prawicą, co nie podoba się bardziej ortodoksyjnym socjalistom i liberałom.
Komisja Europejska: 19 komisarzy zaakceptowanych, co z pozostałymi?
Teoretycznie każdy kandydat jest oceniany na podstawie swoich kompetencji, które może zaprezentować w czasie przesłuchania w PE. I do środy (po przesłuchaniu 20 z 26 kandydatów) tak się działo, poza jednym wyjątkiem. Wszyscy wypadli dobrze lub wystarczająco dobrze, więc eurodeputowani zatwierdzili prawie wszystkich, poza jednym kandydatem, Olivérem Várhelyim, kandydatem węgierskim na komisarza ds. zdrowia.
Nie dlatego, że Várhelyi jest niekompetentny, bo od pięciu lat jest już komisarzem (ds. rozszerzenia), a w czasie przesłuchania pokazał, że zna dobrze powierzoną mu nową dziedzinę. Ale lewica uznała, że skoro to człowiek Viktora Orbána, to nie można go tak po prostu przepuścić. I postanowiono, że musi odpowiedzieć na dodatkową serię pytań pisemnych, a potem się zobaczy.