Mamy tu do czynienia ze zbrodnią szczególną. Po pierwsze – ofiarą tego przestępstwa padają dzieci i nastolatki, a więc osoby bezbronne, po drugie – okalecza ono psychicznie młodych ludzi na całe życie, wreszcie po trzecie – jest przejawem brutalnego nadużycia autorytetu przez reprezentantów instytucji, nie bez racji cieszącej się opinią moralnego wychowawcy.
To prawda, że w Polsce plaga ta, jeśli chodzi o swoją skalę, bywa przez środowiska wrogie Kościołowi wyolbrzymiana. Kręgi lewicowo-liberalne nieraz próbowały ją wykorzystać jako główny argument już nie tylko przeciwko konkretnym ciężkim grzechom duchownych, ale i jako dowód na zło moralne leżące u źródeł samego katolicyzmu. Z kolei hierarchia kościelna, przez długie lata próbując przekierowywać uwagę opinii publicznej na tego rodzaju antyklerykalne ataki, zamiatała brudy pod dywan. I nawet jeśli słusznie podnosiła problem nagonki na Kościół, to trudno oprzeć się wrażeniu, że reakcja taka przypominała zachowanie sowieckich polityków, którzy na zarzuty Amerykanów o gwałcenie praw obywatelskich w ZSRR odpowiadali: „A u was biją Murzynów".
Polscy purpuraci postanowili się więc zmierzyć z bardzo poważnym problemem. Ale warto odnotować też to, że w dokumentach Konferencji Episkopatu Polski znalazły się również zasady dotyczące działań profilaktycznych. Kandydaci do seminariów będą przechodzili testy psychologiczne, których wyniki mają odsiać osoby o zaburzeniach seksualnych. Seminaria będą zamknięte dla mężczyzn o „głęboko zakorzenionej orientacji homoseksualnej". Ponadto klerycy mają w seminariach słuchać wykładów na temat seksualności i molestowania.
Kościół w Polsce nie poddaje się więc poprawności politycznej. Walcząc z pedofilią, próbuje eliminować przyczyny, a nie tylko skutki. Miejmy nadzieję, że zmiany wprowadzane przez Konferencję Episkopatu Polski się sprawdzą. Jeśli tak, to wpłynie to z pewnością na podniesienie wiarygodności moralnej Kościoła.