Kilka dni temu w wywiadzie dla telewizji Trwam prezydent Andrzej Duda po raz kolejny wygłosił swoje polityczne credo: „To jest ochrona rodziny, wsparcie dla rodziny, ochrona dzieci. To są te elementy, które mają dla mnie znacznie fundamentalne, to jest trwanie przy polskich wartościach, szanowanie tych wartości, podkreślanie tych wartości, naszych kodów kulturowych, tego, z czego wyrośliśmy, że jesteśmy krajem od ponad 1050 lat istniejącym jako kraj chrześcijański. To jest dla mnie ważne, tak przetrwaliśmy wszystkie trudne koleje naszych dziejów, a było ich co nie miara i to jest nasza wartość" – mówił prezydent w rozmowie z o. Grzegorzem Mojem.
I chociaż unikał w rozmowie twardego potwierdzenia swojego startu, dla nikogo chyba nie jest tajemnicą, że Andrzej Duda wystartować chce. Sam mówi też o tym, że czuje się zbyt młody na politycznego emeryta.
Oczywiście finalna decyzja nie zależy tylko od niego, a może nawet nie przede wszystkim. To musi być polityczna decyzja całego obozu Zjednoczonej Prawicy.
I będzie. Po nie do końca wygranych wyborach parlamentarnych prezes Jarosław Kaczyński nie może sobie pozwolić na dalszą destabilizację całego systemu władzy. Za dużo jest problemów z brakiem większości w Senacie, żeby jeszcze narażać się na jakieś prezydenckie weta rozczarowanego Andrzeja Dudy. Będzie więc obecny prezydent kandydował z pierwszym podstawowym zadaniem: zagospodarować głosy całej prawicy i tyle z centrum, by wygrać pierwszą turę.
Stąd m.in. deklaracje o tym, że podpisałby zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej. Bo jeśli uda się zdominować prawą stronę, obecny prezydent przejście do drugiej tury ma w kieszeni. A wtedy możliwe jest wszystko.