Z ujawnionego w ubiegłym tygodniu przez reporterów TVN procederu wykorzystywania mięsa niebadanych krów przez jedną z mazowieckich ubojni rozkręca się gigantyczna afera. Zaniepokojenie całą sytuacją wyraziło już 14 unijnych krajów, do których trafiło mięso z Ostrowi Mazowieckiej, a także Izrael i Turcja, które są dużymi odbiorcami naszych producentów. Sprawa jest bardzo poważna, bo ponad 80 proc. polskiej wołowiny trafia za granicę.
Czytaj także: Polscy producenci mięsa na skraju paniki. Grożą im potężne straty
Pierwsze reakcje już są. – Mamy informacje od naszych przedsiębiorców, że Słowacja i Czechy rezygnują z zamówień, nie chcą odbierać mięsa z Polski – mówi Wiesław Różański, prezes Unii Producentów i Pracodawców Przemysłu Mięsnego UPEMI. Skupy natychmiast zaczęły mniej płacić za wołowinę. – Ceny gwałtownie spadły, w ciągu jednego dnia o 1 zł na kilogramie. Jeżeli ta tendencja się utrzyma, to straty hodowców i rolników sięgną ok. 600 mln zł – mówi Jacek Zarzecki, prezes Polskiego Związku Hodowców i Producentów Bydła Mięsnego.
Zareagowała też Komisja Europejska, która w poniedziałek przysłała do Polski inspektorów. Mają sprawdzić zarówno zakłady, jak i powiatowe inspekcje weterynaryjne. W całym kraju trwają też kontrole w ubojniach.
Nie pomaga fakt, co podkreśla Paweł Niemczuk, główny lekarz weterynarii, że mięso z feralnej ubojni było zdrowe, choć produkowane w karygodny sposób. Nie znaleziono w nim żadnych szkodliwych drobnoustrojów. Afera spowodowała potężny cios wizerunkowy w budowany latami obraz dobrej jakości mięsa z Polski, a eksperci z branży oceniają, że jego poprawa będzie kosztowała miliony złotych.