O ile jeszcze przed sześcioma laty Polska wyróżniała się na tle państw Unii wysokim (30 proc.) udziałem kobiet na najwyższych stanowiskach w dużych i średnich firmach, o tyle teraz daleko nam do europejskiej czołówki. Podczas gdy zachodnie firmy intensywnie zwiększały w ostatnich latach różnorodność we władzach, w Polsce nastąpiła tu stagnacja – wynika z raportu firmy doradczo-audytorskiej Grant Thornton, który „Rzeczpospolita” opisuje jako pierwsza.
Katarzyna Nowaczyk, dyrektor w Grant Thornton, zwraca uwagę na zmiany w kulturze biznesowej na Zachodzie, gdzie przybierająca na sile dyskusja na temat równości szans w biznesie zaczyna mieć realny wpływ na decyzje w firmach. Zwłaszcza że inwestorzy, dostawcy czy klienci zaczęli się domagać od spółek realizacji głoszonych przez nie haseł odpowiedzialności społecznej biznesu i zrównoważonego rozwoju (ESG).
Czytaj więcej
Dużo się mówi o różnorodności czy społecznej odpowiedzialności firm, ale życie weryfikuje hasła z...
Presja zbyt słaba
– Pod taką presją firmy często nie mają wyjścia, muszą wykazać się działaniami antydyskryminacyjnymi – zaznacza Nowaczyk. W Polsce ta presja nie jest jeszcze zbyt silna, jak ocenia Milena Olszewska-Miszuris, współprzewodnicząca 30% Club Poland, oddziału globalnej inicjatywy, której celem jest osiągnięcie minimum 1/3 udziału kobiet we władzach spółek. Według jej analiz na koniec 2021 r. kobiety stanowiły 16,6 proc. członków zarządów i rad nadzorczych 140 największych spółek notowanych na warszawskiej giełdzie. To wprawdzie o 1,1 pkt proc. więcej niż rok wcześniej, ale daleko od 30 proc. A co piąta spółka nie miała w zarządzie ani jednej kobiety.
– Są mniejszością nie tylko we władzach spółek, ale i na rynku kapitałowym: wśród inwestorów instytucjonalnych, indywidualnych i analityków giełdowych. Przekłada się to na mniej różnorodne rady nadzorcze, które wybierają mało zróżnicowane zarządy. Tracimy na tym wszyscy – podkreśla Olszewska–Miszuris.