Prawie 150 tysięcy Polaków kształciło się w zeszłym roku na studiach podyplomowych. Było ich wprawdzie prawie o 3 tysiące mniej niż rok wcześniej, ale biorąc pod uwagę nadzwyczajną sytuację po wybuchu pandemii, to i tak dobry wynik. Szczególnie w czasach, gdy lockdowny i zwiększone obciążenie (z jednej strony pracą, a z drugiej obowiązkami rodzinnymi) utrudniały wielu osobom dodatkową naukę.
Wprawdzie polskie uczelnie sprawnie przestawiły się na zdalne nauczanie, ale w wielu firmach zawieszono albo całkiem wstrzymano programy rozwoju, w tym te, które obejmowały dofinansowane przez pracodawcę studia podyplomowe. Według niedawnego badania agencji zatrudnienia ManpowerGroup, nawet teraz ponad połowa pracodawców nie planuje projektów rozwojowych dłuższych niż 6 tygodni.

Potwierdzenie ambicji
Specjaliści i menedżerowie kształcą się więc często na własną rękę, tym bardziej że ułatwia im to przyspieszony w czasie pandemii rozwój internetowych platform edukacyjnych. Inwestują także w studia podyplomowe, które wiele osób traktuje jako sposób na przyspieszenie albo zmianę kariery.
Zasadność tego podejścia potwierdzają zresztą przedstawiciele firm rekrutacyjnych. – Inwestycja czasu oraz pieniędzy w wykształcenie jest dowodem, że kandydat posiada wysokie aspiracje i poważnie myśli o swojej karierze – twierdzi Justyna Szczerek, menedżer w Michael Page.