Jyrki Kujansuu zwrócił uwagę, że w Szwecji udało się wdrożyć model tzw. potrójnej helisy obejmujący współpracę pomiędzy rządem, przemysłem obronnym i instytucjami naukowymi, które opracowują technologie. To umożliwia długofalową strategię działania. – Bo przecież chcemy mieć efektywny biznes również w trzy–pięć lat po wojnie – dodał.
– Podejście aktualnie stosowane w NATO, to jest tak zwane podejście zdolnościowe, czyli opierające się na rozwoju zdolności potrzebnych w przypadku ewentualnego ataku na kraje NATO-wskie – uzupełnił prof. Andrzej Najgebauer. – Wyzwania dla przemysłu budowane są na podstawie oceny potrzebnych zdolności, czy te zdolności posiadamy, czy nie. Identyfikujemy braki i definiujemy wyzwanie dla przemysłu. Zarówno polskiego, szwedzkiego czy przemysłu innych państw. Przezwyciężanie problemu trzeba rozłożyć na pewne etapy, wiedzieć dokładnie, czego potrzebujemy. To można łatwo zidentyfikować, to jest zadanie dla osób, które zajmują się analizą konfliktów i analizą stanu potencjalnego przeciwnika, żeby wiedzieć, jak zareagować i czego należy użyć. Ta kolejność, to umiejętne myślenie i dobre rozkładanie w czasie jest podstawą dobrego planowania również przemysłu zbrojeniowego – zakończył.
Czas strategicznej refleksji
Czy jednak nie rodzi to niebezpieczeństwa, że NATO pogrąży się w planowaniu, kiedy potrzeby dotyczące uzbrojenia powinny być realizowane bardzo szybko?
– Nasza polityka niestety często odgrywa dysfunkcjonalną rolę, jeżeli chodzi o zdolności rozwoju naszego przemysłu zbrojeniowego – mówił prof. Kuźniar. – Objawia się to infantylnym podejściem do Stanów Zjednoczonych i skłonnością do kupowania w Ameryce sprzętu bez należytego offsetu. To się pojawiło już po raz pierwszy przy negocjowaniu F-16. Później mamy kontrakt na caracale, który wiąże się z wejściem Polski do europejskich struktur przemysłu obronnego oraz bardzo wartościowymi inwestycjami francuskimi. I nasz rząd to zrujnował. Kolejny przykład: przygody Polskiej Grupy Zbrojeniowej i bardzo częste zmiany, jeżeli chodzi o zarządy. To bardzo szkodziło ciągłości działania. I wreszcie teraz, kiedy mamy kolejne gorączkowe zakupy. To jest odrębne zagadnienie, nie dotyczy wprost NATO, ale ja naprawdę wolałbym, żeby prezydent Rzeczypospolitej był lobbystą polskiego, a nie amerykańskiego przemysłu zbrojeniowego – zakończył.
Tylko czy mamy czas na rozwój naszego przemysłu w obliczu wojny w Ukrainie? – Rosjanie na szczęście łamią sobie zęby nad Dnieprem i trzeba robić wszystko, żeby ich tam zatrzymać – zauważył prof. Kuźniar. – Natomiast jeżeli chodzi o przemysł zbrojeniowy, to musimy inwestować, rozwijać ten sektor pod kątem wyzwań, zagrożeń, które pojawią się za 5, 10, 15 lat.
Nasza polityka niestety często odgrywa dysfunkcjonalną rolę, jeżeli chodzi o zdolności rozwoju naszego przemysłu zbrojeniowego
prof. Roman Kuźniar
– Konieczna jest refleksja, najpierw strategiczna, polegająca na odpowiedzi na pytanie, jak zamierzamy się bronić. Z obowiązku takiej refleksji polskich elit nic nie zwolni. W sytuacji zagrożenia dla bezpieczeństwa to, czy NATO zareaguje, czy nie zareaguje, jest rzeczą wtórną. Polska musi się bronić. Druga ważna konkluzja strategiczna to, jak zamierza to robić – dodał Sławomir Dębski. – Od tego dopiero zaczynają się rozmowy, jakiej skomplikowanej broni potrzebujemy.
Zdaniem Dębskiego kolejnym ważnym elementem jest zdefiniowanie roli Polski w sojuszu. – Od naszej strategii, naszego planowania strategicznego zależy, jak wiarygodne będzie odstraszanie sojuszu północnoatlantyckiego na wschodniej flance – mówił. Musimy też sygnalizować Rosji, że nie będziemy się bronić jedynie na własnym terytorium. Potrzebujemy zdolności, które będą Rosję odstraszać, także konwencjonalnie. Musimy pracować nad nową Strategią Bezpieczeństwa Narodowego. Ostatnia została przygotowana w 2020 roku.
– We wszystkich analizach strategicznych zakłada się, że w pierwszej fazie konfliktu Polska broni się sama – mówił prof. Andrzej Najgebauer. – Nie przewidujemy, że natychmiast znajdą się tutaj siły innych państw, a te, które już są, trzeba uznać za niewystarczające. Dlatego trzeba dysponować innym wariantem.
Konieczność długoletnich programów dla polskiego przemysłu zbrojeniowego
Prof. Najgebauer przypomniał swoje doświadczenie ze wszystkich przeglądów obronnych, w których brał udział. – Za każdym razem zadawano to samo pytanie – ile potrzebujemy sił, żebyśmy w razie napaści na Polskę mogli się obronić? To jest również kwestia, jak je zbudować. Z wszelkich analiz wynika, że nie mamy takiego budżetu, żeby takie siły zbudować, żeby się samemu obronić. Ale warto wiedzieć, ile nam brakuje i ile mamy czasu. I oczywiście – jak szybko wejdą siły natowskie?
To się wiąże z koniecznością uruchomienia długoletnich programów budowy zdolności produkcyjnych dla polskiego przemysłu zbrojeniowego. – Takie programy są bardzo potrzebne po to, żeby długofalowo utrzymywać zdolność przemysłu do szybkiej reakcji na wzrost zapotrzebowania na konkretny sprzęt wojskowy – mówił Marek Borejko. – Pamiętajmy, że to, co obecnie robimy, jest efektem pewnego cyklu. Stąd bierze się zapowiadanie przedsięwzięć modernizacyjnych na lata do przodu, chodzi o to, żeby przemysł mógł się przygotować. To jest to, o czym mówił Jyrki Kujansuu. Dopóki nie ma kontraktu, przemysł musi włożyć pieniądze na przygotowania. Biznes, dopóki brak programów, nie ma pewności, że te nakłady się zwrócą. Dlatego niezbędny jest mechanizm, który pozwalałby zarówno utrzymywać, jak i spokojnie inwestować w zdolności produkcyjne polskiego przemysłu.
Sławomir Dębski przestrzegł w tym kontekście przed powtórzeniem błędu Wielkiej Brytanii sprzed II wojny światowej. – W roku 1930 Wielka Brytania wydawała 3 proc. PKB na zbrojenia – przypomniał. – Dziesięć lat później musiała wydawać już 44 proc. PKB, a w 1945 roku 63 proc. Czyli o przyszłej wojnie musimy rozmawiać w kontekście odstraszania. Koszt jej prowadzenia jest nieporównywalnie większy z budowaniem zdolności, które jej zapobiegają. I na tym powinniśmy się koncentrować – zakończył.