Chiny-USA: Walka o wszystko. Zwycięzca może być tylko jeden

Xi zaskoczył Trumpa. W odpowiedzi na karne cła odpłacił Ameryce pięknym za nadobne. Z tego pojedynku może wyjść tylko jeden zwycięzca.

Publikacja: 08.04.2025 16:45

Chiny-USA: Walka o wszystko. Zwycięzca może być tylko jeden

Foto: REUTERS/Kevin Lamarque

Na pierwszy rzut oka Chiny mają tu dużo więcej do stracenia od Stanów Zjednoczonych. W minionym roku Amerykanie sprowadzili chińskie produkty za 440 mld dol., podczas gdy Chińczycy kupili amerykańskie dobra za 144 mld dol. Wojna handlowa, która dobiłaby tę wymianę, powinna więc być o wiele bardziej dotkliwa dla Pekinu niż dla Waszyngtonu.

Mimo to zaraz po ogłoszeniu przez Donalda Trumpa karnych, 34-procentowych ceł (oprócz już wcześniej istniejących), chińskie władze zapowiedziały, że wprowadzają lustrzane opłaty na import z USA. – Będziemy walczyć do końca – można było usłyszeć w chińskiej stolicy. Trump, który spodziewał się, że doprowadzi Xi do stołu negocjacyjnego, zareagował ze wściekłością. Jeśli Chińczycy nie wycofają się ze swojej decyzji, Amerykanie 9 kwietnia wprowadzą kolejne, zaporowe cła w wysokości 50 proc. Wówczas z obecnych 65 proc. średnie opłaty pobierane od chińskich towarów sprowadzanych do USA podskoczą aż do 115 proc. 

USA chcą obalić układ, w którym światowa produkcja przemysłowa jest skoncentrowana wokół Chin

Ryan Hass, jeden z najbardziej szanowanych amerykańskich sinologów związany z Brookings Institution, uważa jednak, że Xi Jinping się nie cofnie. A to oznacza, że eskalacja starcia między dwoma największymi gospodarkami świata może doprowadzić do globalnej recesji.

Czytaj więcej

Chiny na wojnie z Donaldem Trumpem. Kurs juana do dolara powyżej 7,2

Jakie są kalkulacje Xi? Chiński przywódca jest przede wszystkim przekonany, że ostatecznym celem Trumpa jest powstrzymanie rozwoju chińskiej potęgi. Wchodzenie z nim w układ z perspektywy Pekinu większego sensu więc nie ma. 

Jednym z sygnałów, który mógłby świadczyć o tym, że chiński przywódca ma rację, są wyjątkowo wysokie cła, jakie Biały Dom nałożył na inne kraje Azji Południowo-Wschodniej: Indonezję, Wietnam, Bangladesz, a także Indie. Za pierwszej kadencji Trumpa w odpowiedzi na wprowadzoną już wówczas pierwszą falę karnych ceł chińskie firmy przeniosły części produkcji właśnie do tych państw. Zdołały w ten sposób częściowo ominąć protekcjonistyczny mur, jaki zaczął budować ówczesny prezydent USA, a który kontynuował jego następca Joe Biden. Tym razem to nie jest możliwe. 

Ale mnożą się też sygnały, że m.in. wspomniane kraje nawiązały pierwsze kontakty z administracją Trumpa, aby przekonać go do cofnięcia przynajmniej w jakimś stopniu karnych ceł. Waszyngton miałby jednak stawiać jeden zasadniczy warunek: wprowadzenie ceł na import przez Indie, Indonezję czy Wietnam z Chin. W ten sposób Ameryka chciałaby obalić globalny system produkcyjny skoncentrowany wokół Pekinu.

Ale jest też powód wewnętrzny, dla którego Xi cofać się nie zamierza. Od przejęcia rządów przed 12 laty zgromadził najwięcej władzy od czasów Mao. Teraz nie może więc ryzykować, że wyjdzie na słabego przywódcę. Dlatego nie tylko najprawdopodobniej odrzuci zaproszenie Trumpa do złożenie wizyty w USA, ale zapewne poleci do Wietnamu i być może Indonezji, aby spróbować przekonać te kraje do przyłączenia się do Chin w starciu z Ameryką. W tym celu już ruszył aparat chińskiej propagandy, kreśląc obraz niestabilnych Stanów Zjednoczonych, z którymi robienie interesów jest bardzo ryzykowne. 

Xi może wycofać się ze współpracy w powstrzymaniu przemytu fentanylu do USA

Xi jest przekonany, że mimo ogromnej nadwyżki w handlu, USA wcale nie mają samych mocnych kart w tym starciu. Jednym z atutów Chin jest to, że niczym narkomani Amerykanie uzależnili się od chińskich tanich produktów, dla których w przewidywalnej przyszłości nie ma substytutów. Półki Walmarta i innych wielkich sieci handlowych, w których zaopatruje się amerykańska biedota, są nimi wypełnione. Jeśli ich ceny gwałtownie wzrosną, przełoży się to na załamanie poziomu życia tych, którzy do tej pory stanowili twardy elektorat Trumpa. Prezydent nie może tego nie uwzględniać. 

Ale Pekin może też dotkliwie uderzyć w amerykańskiego przywódcę, wycofując się ze współpracy w powstrzymaniu wysyłki do Meksyku komponentów do produkcji niezwykle groźnego, syntetycznego narkotyku, jakim jest fentanyl. Rocznie z powodu jego przedawkowania umiera nawet 100 tys. Amerykanów. Chińczycy są też gotowi rozszerzyć to starcie na odmowę sprzedaży amerykańskim inwestorom popularnej platformy internetowej TikTok. Nie chcą zgodzić się na sprzedaż przez inwestora z Hongkongu portu przy wejściu do Kanału Panamskiego. To wszystko mocno uderza w ego Trumpa. 

Czytaj więcej

Ursula von der Leyen wzywa Chiny do negocjacji z USA, „by uniknąć dalszej eskalacji”

Ale warto też uświadomić sobie, że do tej rozgrywki Xi szykował się latami. Model rozwoju Chin, w którym dzięki masowej imigracji z interioru i taniej sile roboczej kraj eksportuje tanie produkty do USA, wyczerpuje się. Z jednej strony z powodu fatalnej sytuacji demograficznej - chętnych do pracy w Państwie Środka jest coraz mniej. Z drugiej strony wyraźny wzrost płac spowodował, że coraz większa część produkcji jest przenoszona za granicę, przede wszystkim do Indonezji i Wietnamu. Aby temu zaradzić, w ubiegłym roku około połowy robotów zainstalowanych na świecie zostało zakupionych w Chinach. To jednak nie zapobiegnie fundamentalnej zmianie modelu rozwoju kraju.

Xi jest przekonany, że ChRL jest na to gotowa. Miałoby o tym świadczyć zaawansowanie kraju w kilku kluczowych obszarach technologicznych, jak sztuczna inteligencja czy auta elektryczne. Przede wszystkim jednak Pekin może w końcu zdecydować się na oparcie rozwoju kraju na konsumpcji wewnętrznej, a nie na eksporcie. Innym rozwiązaniem może być znaczne zwiększenie sprzedaży na inne rynki, na czele z europejskim.

Na ten rok chińskie władze po raz kolejny przewiduje 5 proc. wzrostu PKB. To jak na warunki kraju jest wynikiem dość miernym, a i tak nie ma pewności, czy zostanie zrealizowany. Wojna handlowa wypowiedziana przez Trumpa bardzo to utrudni. Władza komunistyczna, która czerpie swoją legitymizację ze stałej poprawy poziomu życia kraju, znalazła się więc w delikatnym momencie. 

Ale i perspektywy gospodarcze dla Ameryki są coraz gorsze, łącznie z ryzykiem recesji. Kto wyjdzie zwycięsko z pojedynku między Pekinem i Waszyngtonem, dziś trudno jest więc ocenić.  

Na pierwszy rzut oka Chiny mają tu dużo więcej do stracenia od Stanów Zjednoczonych. W minionym roku Amerykanie sprowadzili chińskie produkty za 440 mld dol., podczas gdy Chińczycy kupili amerykańskie dobra za 144 mld dol. Wojna handlowa, która dobiłaby tę wymianę, powinna więc być o wiele bardziej dotkliwa dla Pekinu niż dla Waszyngtonu.

Mimo to zaraz po ogłoszeniu przez Donalda Trumpa karnych, 34-procentowych ceł (oprócz już wcześniej istniejących), chińskie władze zapowiedziały, że wprowadzają lustrzane opłaty na import z USA. – Będziemy walczyć do końca – można było usłyszeć w chińskiej stolicy. Trump, który spodziewał się, że doprowadzi Xi do stołu negocjacyjnego, zareagował ze wściekłością. Jeśli Chińczycy nie wycofają się ze swojej decyzji, Amerykanie 9 kwietnia wprowadzą kolejne, zaporowe cła w wysokości 50 proc. Wówczas z obecnych 65 proc. średnie opłaty pobierane od chińskich towarów sprowadzanych do USA podskoczą aż do 115 proc. 

Pozostało jeszcze 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Putin uderza z kosmosu
Polityka
Zaczyna się proces byłego prezydenta Korei Południowej. Grozi mu nawet śmierć
Polityka
Donald Trump zapowiada kolejne cła. Chodzi m.in. o smartfony
Polityka
Lider węgierskiej opozycji: Systemu Orbána nie da się zreformować. Trzeba go zlikwidować
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Polityka
Jaki jest stan zdrowia Donalda Trumpa? Biały Dom opublikował wyniki badań