To była wczesna wiosna 1993 roku, choć nie wykluczam, bo pamięć bywa zawodna, że kilka miesięcy wcześniej. Polska droga do NATO była jeszcze długa i zawiła, rzekłbym: sprawa wciąż wyrywała się marzeniom. A jednak gdzieś tam ktoś w Warszawie pomyślał, a w Brukseli wyrażono zgodę. W ramach oswajania nas z mglistą jeszcze perspektywą członkostwa w sojuszu umożliwiono grupie polskich dziennikarzy zapoznanie się z bazami paktu.
Najpierw było więc Ramstein, potem wizyta w brukselskiej centrali, na koniec szybka wyprawa do siedziby północnego dowództwa, czyli norweskiego AFNORTH. Gospodarze byli nadzwyczaj uprzejmi i otwarci, choć przy okazji zwiedzania hangarów z odrzutowcami jednemu z amerykańskich oficerów wyrwało się: „Nigdy nie przypuszczałem, że będę dziennikarzom z komunistycznego kraju pokazywał kokpity F-16”. W przeciwieństwie do kolegów nie próbowałem wepchnąć się do kabiny, choć nikt tego nie zabraniał. Po prostu byłem za duży. Do dziś pamiętam te słowa, a właściwie głębokie oburzenie całej naszej grupy. Uznano nas za dziennikarzy z kraju komunistycznego, całkiem jakbyśmy byli jakąś gromadą żurnalistów z moskiewskiego „Komsomolca” czy „Czerwonego Sztandaru”. Cóż, nie wszyscy mieli pojęcie, jaką drogę przeszła Polska po historycznym przełomie i jakie są nasze narodowe cele.
Czytaj więcej
Osiem dni przed feralnym czwartkiem 24 lutego 2022 roku w masywną wojnę nie wierzyłem. Chwilę później było już inaczej.
Andrzej Duda i Donald Tusk w USA u Joe Bidena. Jarosława Kaczyńskiego w takiej roli nie widzę
Swoją drogą, osiągnęliśmy jeden z nich, może najważniejszy, ledwie sześć lat po niefortunnej rozmowie z amerykańskim pilotem, który wziął nas za komunistów. W marcu 1999 roku wszystko było już jasne. Mieliśmy jako Polska poparcie całej demokratycznej społeczności krajów sojuszu, a na natowskie maszty wciągano polską flagę. Czy tak musiało być? Wcale. Myślę, że w tym wypadku zadziałał nadzwyczajny zbieg okoliczności. Wyjątkowy wysiłek wielu ludzi poparty nadzwyczajną koniunkturą, swoistym genius historiae. Efekty? Polska wyszła z realiów Układu Warszawskiego. Zmieniła orientację geostrategiczną. Uzyskała dostęp do nowych technologii, uzbrojenia, nowej doktryny obronnej i procedur.
Czy było to niezbędne? Historia ostatniej dekady potwierdza, że tak, choć wtedy, w drugiej połowie lat 90., wielu dało się porwać marzeniu o końcu historii. Cóż, Władimir Putin zadał kłam tej pięknej idei bardzo szybko. Rosja znów okazała się agresorem, a nasza decyzja o związaniu się z sojuszem – wyborem dziejowym. Dziś nikt nie myśli o alternatywie. Sprawa wybija się ponad wszelkie podziały, będąc dowodem, że nawet w tak spolaryzowanym uniwersum polityki jak Polska można się dokopać fundamentów racji stanu.