Janusz Kowalski, wiceminister rolnictwa i rozwoju wsi, mówił w rozmowie z Interią między innymi o ustawie o Sądzie Najwyższym, która zniknęła z obrad Sejmu. - Nigdy nie poprzemy ustaw pisanych w Brukseli czy Berlinie - powiedział. - Polska jest krajem suwerennym, podmiotowym i nie ma zgody na to, żeby ktoś przywoził nam ustawę w zielonej teczce od eurokratów czy Niemców. To upokarza godność i honor każdego Polaka - dodał.
Jak podkreślił polityk, „w jego ocenie, sytuacja, w której od 2017 roku wszystkie najważniejsze zmiany dotyczące sądownictwa powstają poza Ministerstwem Sprawiedliwości, albo w Kancelarii Premiera albo Kancelarii Prezydenta, nie jest sytuacją komfortową dla oceny profesjonalizmu państwa polskiego”. - Minister Zbigniew Ziobro broni szacunku dla Rzeczypospolitej i polskiej konstytucji oraz nie zgadza się na pisanie ustaw w Brukseli - podkreślił.
Patrząc już ad rem, "brukselska ustawa" jest całkowicie niekonstytucyjna. Narusza polską suwerenność, ingeruje w porządek prawny dotyczący organizacji sądów, a najważniejszy argument jest taki, że nie ma ani jednego państwa członkowskiego Unii Europejskiej, w którym istniałaby możliwość kwestionowania statusu sędziów przez innych sędziów. W tym sensie jest całkowicie antyeuropejska i stosując argumentację liberałów – "ustawa brukselska" jest sprzeczna z "wartościami europejskimi” - ocenił Kowalski. - Przyjęcie jej spowodowałoby gigantyczną anarchię, która doprowadziłaby do tego, że Komisja Europejska uznałaby, że Polska jest krajem niepraworządnym, że mamy niestabilność prawa, bo sędziowie by się nawzajem kwestionowali, zajmowali sami sobą. To byłby argument, który służyłby KE do całkowitego wstrzymania przed wyborami parlamentarnymi w 2023 r. wypłat jakichkolwiek funduszy europejskich z budżetu podstawowego dla Polski po to, by wesprzeć powrót Donalda Tuska do władzy - dodał.
Czytaj więcej
- Nie może być tak, że jakiś urzędniczyna z Brukseli będzie polskich premierów czy ministrów odpytywał, jakie my ustawy przyjmujemy. Co to w ogóle jest? - powiedział w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem wiceminister rolnictwa i rozwoju wsi Janusz Kowalski. Odnosząc się do negocjacji z UE ws. KPO poseł Solidarnej Polski przekonywał, że Polska powinna "wywrócić stolik" i pozbyć się tzw. kamieni milowych.
"Prawdziwa informacja na temat KPO jest po prostu ukrywana"
- O co jest ten spór? O KPO. A co to jest KPO? Prawdziwa informacja na temat KPO jest po prostu ukrywana. KPO składa się z dwóch części. Jedna część to pożyczka, która według oprocentowania ustalonego przez KE jest spłacana przez beneficjentów, czyli np. przez firmy i agendy polskiego państwa - powiedział. - Ale skupmy się na drugiej części, części dotacyjnej. To tzw. dotacje bezzwrotne w wysokości 23,9 miliarda euro, czyli 112 miliardów złotych, które wbrew nazwie są kredytem, który Polska musi w całości spłacić do 2058 roku - dodał. - To nie jest żadna dotacja czy darowizna, tylko jeden wielki kredyt, którego kosztów Ministerstwo Finansów nie ujawniło Polakom do dziś, a już płacimy za niego najdroższą dla Polski walutą - polską suwerennością. Informacja o całościowym koszcie spłaty części dotacyjnej KPO powinna być informacją transparentnie podaną przez Ministerstwo Finansów na stronie internetowej. Tymczasem pan minister Artur Soboń pytany niedawno o ten koszt spłaty 23,9 miliardów euro "dotacji bezzwrotnych" do 2058 r. powiedział, że nie potrafi go oszacować - zaznaczył.