Jakub Ekier: Życzenia na jutrzejsze wczoraj

Gdyby tak wszystkim dodać otuchy. Na Boże Narodzenie i Nowy Rok złożyć krzepiące życzenia. Tym razem to szczególnie potrzebne. Ale i szczególnie trudne, więc dzień po dniu obmyślam ten felieton z tremą. Nuż nie pocieszę nikogo, a za to wpadnę w katastroficzne tony…

Publikacja: 20.12.2024 14:38

Jakub Ekier: Życzenia na jutrzejsze wczoraj

Foto: Adobe Stock

Mogą do nich nastrajać pogróżki pewnego mocarstwa. Potrafi inwazja za miedzą, inne wojny, myśl o dalekich cierpieniach między jednym naszym oddechem a drugim. Za rogiem kolejne lokale po niedawnych sklepach zioną pustką; w różnych krajach bankructwa wielkich, upadki rządów, zamieszki. Rysa za rysą naznacza konstrukcje, które obiecywały bezpieczeństwo.

Trudno, żeby czasem i nas nie dotknęło zmęczenie materiału. W tych dniach słucham debaty nad poezją, wtem jednemu z uczestników wymykają się słowa o katastrofie grożącej światu. Odbieram w urzędzie nowy dowód osobisty, zauważam, że jego ważność wygasa w roku 2034, i na myśl o przyszłości mnie też ciut nieswojo. Zachodzę do księgarni, a tam niejedna książka ma w tytule wojnę, koniec, upadek, schyłek. Koniec czego? Na pozór jakichś politologicznych -izmów, ale tak naprawdę naszego świata. Jedni myślą o tym z trwogą, inni z nadzieją i pęknięcie pogłębia się też między nami. Ale wszystkich mogą teraz ogarniać takie czy inne lęki.

Czytaj więcej

Jakub Ekier: Tłusta i niezbyt ładna Włoszka

Więc czego mogę wszystkim życzyć? Najpierw zdrowia, i to nie dla konwenansu. Z kilkorga stałych noworocznych gości żony i moich umarł w lutym jeden, w listopadzie równie nagle drugi. Dla obu już nastąpił koniec świata – nie wiadomo, ziemskiego czy wszelkiego. Drony w tkankach, rakiety w układzie krwionośnym zaskakują tak samo jak wojenne. Nawet bez tych ostatnich nasz rok wygaśnięcia nie daje się przewidzieć, a nasze rachuby często zawodzą. Ale i lęki nie zawsze się potwierdzają. Tylko nie wiem, czy to już jakaś pociecha.

Ładny mi felieton ku pociesze. Zbliża się on do końca, wyznaczonego objętością, pewniejszego niż nawet koniec świata – a ja dalej nie znajduję budującej puenty.

Tę może przynieść wiara w Boże Narodzenie. Kto ją ma, niech znajdzie – życzę i tego – pokrzepienie w betlejemskiej opowieści. Co według niej zaszło „w owym czasie”, wydaje się ponawiać grudzień za grudniem. Moc tego, piękno tradycyjnych kolęd i świątecznych obrzędów może odczuć i ktoś, komu brak wiary. Ale czy zaczerpnie stąd otuchę? Sam od lat szukam jej w rytmie przyrody, jaki te święta uprzytamniają. We własnym włączeniu w to, co większe niż moja chwilowość. Cóż, kiedy i w przyrodzie coś za naszą sprawą pęka. Wystarczy, żebym porównał zimy przed pół wiekiem z obecnymi, i już wierzę z kolei w klimatyczną katastrofę…

Czytaj więcej

Jakub Ekier: Na jednym straganie

A jednak. Ładny mi felieton ku pociesze. Zbliża się on do końca, wyznaczonego objętością, pewniejszego niż nawet koniec świata – a ja dalej nie znajduję budującej puenty. Ale ratunkiem piszącego jest odejść od pisania. Raz rozprostować kości, raz zalać herbatę. I oto za kolejnym wstaniem eureka: wykład słyszany 40 lat temu! Pewien afrykanista przytoczył wtedy noworoczną sentencję któregoś z czarnoskórych ludów. Jego członkowie nie składają sobie życzeń na rok, który nadchodzi. Mówią o czymś, co dla sceptyka zdarzyłby tylko pomyślny traf, a co według ich wierzeń sprawił jakiś bóg. Oświadczają: „Przeprowadził nas przez jeszcze jeden rok”.

Przeprowadził – i oby Państwa też pocieszała wdzięczność za to, co jest i było. Za te same twarze przy świątecznym stole i noworocznym toaście. Za poranne otwarcie oczu w znajomym kącie, czy samotnie, czy przy najbliższej osobie. Za nagą koronę kasztanowca w oknie, imię wyświetlające się z dzwonkiem telefonu i co tam jeszcze zrządzi choćby traf. Takiej wdzięczności nie zburzy żadna katastrofa. Życzę szczęśliwej przeszłości – i żeby jej przybywało jak najdłużej.

Mogą do nich nastrajać pogróżki pewnego mocarstwa. Potrafi inwazja za miedzą, inne wojny, myśl o dalekich cierpieniach między jednym naszym oddechem a drugim. Za rogiem kolejne lokale po niedawnych sklepach zioną pustką; w różnych krajach bankructwa wielkich, upadki rządów, zamieszki. Rysa za rysą naznacza konstrukcje, które obiecywały bezpieczeństwo.

Trudno, żeby czasem i nas nie dotknęło zmęczenie materiału. W tych dniach słucham debaty nad poezją, wtem jednemu z uczestników wymykają się słowa o katastrofie grożącej światu. Odbieram w urzędzie nowy dowód osobisty, zauważam, że jego ważność wygasa w roku 2034, i na myśl o przyszłości mnie też ciut nieswojo. Zachodzę do księgarni, a tam niejedna książka ma w tytule wojnę, koniec, upadek, schyłek. Koniec czego? Na pozór jakichś politologicznych -izmów, ale tak naprawdę naszego świata. Jedni myślą o tym z trwogą, inni z nadzieją i pęknięcie pogłębia się też między nami. Ale wszystkich mogą teraz ogarniać takie czy inne lęki.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Kompas Młodej Sztuki 2024: Najlepsi artyści XIV edycji
Plus Minus
„Na czworakach”: Zatroskany narcyzm
Plus Minus
„Ciapki”: Gnaty, ciapki i kostki
Plus Minus
„Rys”: Słowa, które mają swój ciężar
Materiał Promocyjny
Nest Lease wkracza na rynek leasingowy i celuje w TOP10