Wszystkie sukienki Mouny Ayoub

Żona saudyjskiego milionera walczyła z depresją, latami kompulsywnie kupując w Paryżu kreacje haute couture. Teraz pozbywa się swojej kolekcji, która warta jest setki tysięcy.

Publikacja: 15.12.2023 17:00

Na początku była bajka, chociaż trudno pogodzić się z faktem, że w samolocie przed lądowaniem mąż wy

Na początku była bajka, chociaż trudno pogodzić się z faktem, że w samolocie przed lądowaniem mąż wyciąga czarną abaję i nakrycie głowy, którymi młoda żona musi zakryć każdy najmniejszy kawałek ciała i włosów. Tak wyglądała podróż poślubna 20-letniej Mouny Ayoub

Foto: Antonio de Moraes Barros Filho/FilmMagic/Getty Images

Pani po sześćdziesiątce, elegancka i – jak to się mówi – ze śladami dawnej urody. Próbował ratować ją chirurg plastyczny z niezłym, choć widocznym na oko, rezultatem – sztywnością mięśni twarzy i charakterystycznymi dla liftingów lekko skośnymi oczami. Zmarszczek brak, za to są zgodnie z duchem czasu powiększone usta. Długie, spadające na ramiona włosy mają Mounę Ayoub upodobnić do 30-latki.

Pani Ayoub pozuje do zdjęcia fotografowi „New York Timesa” w paryskim domu aukcyjnym Maurice. Ubrana jest w prostą białą suknię w czarne graficzne kamelie i trzyma okrągłą torebkę podobną do piłki futbolowej – obie te rzeczy to Chanel. Zrozumiałe, bo zarówno Chanel, jak i pani Ayoub są bohaterkami wydarzenia, które 20 listopada zgromadziło potencjalnych nabywców, dziennikarzy i gapiów.

Pozostało jeszcze 95% artykułu

99 zł za rok czytania RP.PL

O tym jak szybko zmienia się świat. Ameryka z nowym prezydentem. Chiny z własnymi rozwiązaniami AI. Co się dzieje w kraju przed wyborami. Teraz szczególnie warto wiedzieć więcej. Wyjaśniamy, inspirujemy, analizujemy

Plus Minus
Łukasz Pietrzak: Z narzędzi AI najbardziej skorzystają MŚP
Plus Minus
„Na smyczy Kremla. Donald Trump, Dmitrij Rybołowlew i oferta stulecia”: Haki na Trumpa
Plus Minus
„Kingdom Come: Deliverance II”: Wielka draka w czeskim średniowieczu
Plus Minus
„Co myślą i czują zwierzęta”: My i one wszystkie
Plus Minus
„3000 metrów nad ziemią”: Gibson bez pasji