Dla Justine, młodej mamy z New Jersey, inflacja zaczęła się w ubiegłym roku w sklepie spożywczym, w sekcji nabiału. – Nagle jogurty, które lubi mój synek, podrożały z 2,99 do 3,99 dolara, a dosłownie tydzień później do 4,99. To już dwa dolary na jednej rzeczy. Wszystko poszło w górę, oprócz zarobków. Ale najbardziej chyba nabiał i mięso, chleb oraz benzyna. Steku już nie kupię za 9,99, ale za 15,99 – wylicza Justine.
Na razie „stara się nie myśleć za dużo” o przyszłości. – Po tej pandemii wszystko się tak szybko zmienia. Nie da rady za tym nadążyć. Pracujemy oboje z mężem, mamy oszczędności, wierzę, że jakoś to będzie. Ale przypuszczam, że jeśli w rodzinie tylko jedna osoba pracuje, to jest ciężko – przyznaje.
Wie coś o tym 65-letni nowojorczyk Chris. Dawniej nie zwracał uwagi na ceny. – Kupowałem to, na co miałem ochotę. Nie patrzyłem, czy szynka była za 2,99 czy 5,99 dolara. Włoskie buty, koszule w Brooks Brothers (najstarsza istniejąca nieprzerwanie marka odzieżowa w USA – red.). Bez wyrzutów sumienia. Kupowałem, bo chciałem i już – mówi. Nigdy nie zarabiał kokosów, ale żył wygodnie. Teraz, gdy inflacja zjada część jego dochodów, nagle zaczął zauważać ceny i coraz częściej liczy, na co wydał pieniądze. – Idziesz do sklepu, kupisz mleko, mięso, ser, proszek do prania i nie wiesz, kiedy stówa poszła – mówi, kiwając głową. – Najbardziej się boję, że władze nie powstrzymają tego pędu inflacyjnego i ceny będą dalej szły w górę – przyznaje. I co wtedy?
Czytaj więcej
W Stanach Zjednoczonych nastąpił wysyp inicjatyw związkowych. Ich pojawianie się napędzają rosnące nierówności społeczno-ekonomiczne, uczucie bezsilności i brak poczucia bezpieczeństwa.
Od pierwszego do pierwszego
Ceny w Ameryce zaczęły szybko rosnąć jesienią ubiegłego roku. W czerwcu 2022 r. inflacja pobiła 40-letni rekord, sięgając 9,1 proc. w ujęciu rocznym. Do wysokiego wskaźnika inflacji przyczyniła się wojna w Ukrainie, która pogłębiła zawirowania na rynku energetycznym, co w USA objawiło się m.in. rekordowymi cenami paliwa. Nie bez znaczenia było szybsze, niż przewidywano, odbicie się gospodarki po zastoju pandemicznym, połączone z przerwami w łańcuchach dostaw. Rosnący popyt na produkty, a przy tym brak rąk do pracy sprawiły, że fabryki nie nadążały z produkcją, a porty i firmy transportowe z dostawami.