Nie był okrutnikiem ani bezdusznym prześladowcą. Może nawet nie był złym człowiekiem. Był jednak człowiekiem żelaznego sytemu". Tak o wysokim carskim czynowniku, który został zastrzelony 2 sierpnia 1906 roku, pisał Jan Cynarski, działacz PPS i historyk. Natomiast korespondent krakowskiego „Czasu" donosił z Warszawy o zabitym Rosjaninie: „wyróżniał się wśród tutejszych wyższych urzędników inteligencją, uczciwością osobistą i względną bezstronnością".
Te ambiwalentne przymioty odnosiły się do Andrieja Nikołajewicza Margrafskiego, który wprawdzie działał w Kongresówce, jednak był znany również w kręgach galicyjskiej inteligencji. Nie mieścił się w stereotypie gorliwego, lecz prostackiego funkcjonariusza carskiego reżimu. Przez dłuższy czas swoją przyszłość wiązał z armią. W 1884 roku był porucznikiem Litewskiego Pułku Lejbgwardii stacjonującego w Warszawie, miał 35 lat. Wtedy właśnie został – „wysoczajszim prikazom" – przeniesiony do żandarmerii. Objął funkcję starszego adiutanta Zarządu Warszawskiego Okręgu Żandarmerii.