Ta góra jest jak cierń. Nie tylko dlatego, że wspinaczka na szczyt drugiej, najwyższej góry świata to cierpienie, ból, strach i wysiłek, na który stać tylko nielicznych. To cierń w sercu dla najlepszych himalaistów, bo wszystkie inne góry już zostały zdobyte zimą, a ta jedna nie chce się poddać. Nie pozwala dokończyć zadania, które Polacy zaczęli i które chcą domknąć. Bo jeśli nie oni, to kto?
K2 strzela ostrą granią prosto w niebo, wygląda, jakby narysowało ją dziecko, ale to góra-zabójca. Niezmiennie pociąga i to nie tylko ludzi, którzy się wspinają, ale nawet tych, którzy Himalaje widzieli z fotela. Chyba nie ma człowieka, który nie kibicowałby polskiej ekspedycji oblegającej K2. Kiedy się okazało, że Polacy lecą w Karakorum, żeby zmierzyć się z ostatnim szczytem niezdobytym zimą, nad Wisłą zapanowało poruszenie, błyskawicznie okazało się, że to sprawa narodowa. Ale nie tylko u nas patrzą z podziwem. Wielki artykuł o polskich „lodowych wojownikach" zamieścił „The New York Times", pisał też „National Geographic".
Rafał Fronia, który brał udział w Narodowej Wyprawie na K2 i do Polski wrócił z urazem ręki, mówi, że jest zdziwiony tym, co się dzieje, i jeszcze czegoś takiego nie przeżywał. – To dobrze, że zapanowało takie poruszenie. Bez względu na to, co się wydarzy, czy chłopcy wejdą czy nie, to w ludziach zostanie wiedza o tym, co robimy, po co jedziemy, i przestaną mówić, że na górę wchodzimy tylko dlatego, że ona tam jest. To wcale nie jest takie proste. To jest nasza pasja, życie, szczęście – mówi „Plusowi Minusowi".
Menażki dla tych, którzy nie wrócili
Nawet Mount Everest nie ma już takiego blasku i nie porywa wyobraźni tak, jak potrafi to zrobić K2. Równolegle z polską wyprawą, która zmaga się z tym szczytem, pod najwyższą górą świata stanęła grupa świetnego hiszpańskiego himalaisty Alexa Txikona. Jego wysiłki śledzą fani wspinania, ale przecież nie porywa to masowej wyobraźni. Mount Everest już w 1980 roku odczarowali Krzysztof Wielicki i Leszek Cichy, którzy dokonali pierwszego zimowego wejścia.